BIEC DALEJ I WYŻEJ, czyli to i tamto o bieganiu, triathlonie, górach i samym sobie

sobota, 30 listopada 2013

Sobota przełomu listopada i grudnia. Za oknem 3 stopnie Celsjusza, od wielu godzin pada deszcz – pogoda taka, że pies nosa z budy nie wyściubi. 90 proc. polskiego społeczeństwa zwleka się dopiero z wyra po piątkowej balandze, ci mniej przeciętni wychodzą z domu na długie wybieganie, wstawiają rower w trenażer, witają się z recepcjonistką na siłowni lub przybijają piątkę z ratownikiem na basenie.

Tymczasem u progu jednego z warszawskich parków zaczynają gromadzić się ludzie. Nie wracają bynajmniej z imprezy, to reprezentanci mniejszości narodowej: członkowie zimowej pąpkowej wyprawy na Everest! Nieśmiało wychodzą na deszcz ze swoich ciepłych samochodów, witają się i rozglądają w poszukiwaniu kolejnych szaleńców. Z czterech stron świata docierają kolejni. Kto by pomyślał, że to śmiałkowie, którzy Pąpują na Everest! Są mniejsi i więksi, są silni i silniejsi (słabych nie ma!), nie brakuje ani kobiet, ani mężczyzn. Wszyscy są zdeterminowani, by przez najbliższą godzinę robić... pompki. Nie straszne im deszcz, zimno ani błoto, w którym muszą się umorusać.

W grupie prym wiodą trenerzy: Agnieszka Kruszewska-Senk reprezentująca ObozyBiegowe.pl i Piotr Tartanus z Boot Camp Polska. W oczach uczestników treningu widać połączone z obawą pytanie: „cóż wymyślili?”

Na rozgrzewkę reprezentanci ObozówPompkowych.pl (nie dołączamy) oraz Smashing Pąpkins (dołączamy!) biegają niczym wolne elektrony bez większego ładu i składu. Piotr każe łączyć się w grupy według pierwszej litery imienia, potem ostatniej litery imienia, a w końcu... koloru bielizny (na szczęście nie trzeba demonstrować, wszystko jest na słowo honoru;)). Za każdy razem po połączeniu w grupy lub pary następuje seria ćwiczeń. Przez pierwsze minuty słychać trochę narzekań na zimno, potem uczestnicy już tylko wykręcają wodę z rękawiczek i pompują dalej.




fot. AS, ObozyBiegowe.pl / więcej fotek: kliku-kliku

Do głosu dochodzi Agnieszka i zaczynają się schody. Pompki uginane, pompki przeginane, pompki z dotknięciem biodra, pompki z głaskaniem się po brzuchu i z przybijaniem piątki. W parach, bez par i w jeszcze innych konfiguracjach. Parkowi przechodnie (wielu ich nie ma, deszcz skutecznie odstrasza od spacerów) ze zdziwieniem patrzą na pompujących.

Po paru minutach przewodnictwo znów obejmuje Piotr. Robi się coraz trudniej, a pompki klaskane i pompki na jednej ręce w parach (każdy z pary daje po jednej ręce) są apogeum treningu. Wielu uczestników zabawy ma już dość, ale... czeka na kolejne zadania. Na koniec trenerzy ordynują zawody w parach. Raptem pięć serii, w których każdy robi łącznie po... 150 pompek, a do tego masę przysiadów, wykroków, wyskoków i innych wygibasów. Na końcu każdej konkurencji jeszcze kilkadziesiąt metrów biegu i nie ma zmiłuj, rywalizacja to rywalizacja – trzeba na...wiać ile sił! Jest walka na ostatnich metrach, są finisze, do rozstrzygnięcia których trzeba fotokomórki i nowy HR max na mecie. No i kultowy cytat po jednej z wygranych serii: „Ale teraz już się nie ścigajmy, proszę...”.

Po zakończeniu szybka zmiana koszulki na suchą i integracja w jednym z pobliskich pubów:) Ja tam byłem i herbatę z konfiturą piłem, a com widział i słyszał, w blogu umieściłem!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Ogłaszając pĄ/OMpkową zabawę zapowiedzieliśmy, że będą konkursy i że wygrać będzie mógł każdy pĄ/OMpujący, a nie ci, którzy mają najmocniejsze mięśnie. Rafał wysłał już do Niemiec wypasioną pĄp-koszulkę, o taką.


Ale za nim powiem o-co-cho, to usiądźcie. Wygodnie. Siedzicie? Wszyscy? Nie kantować. Pasy zapięte? No to włączcie głośniki i odpalcie ten filmik, koniecznie na pełnym ekranie i w HD.


I jak wrażenia? Powiem szczerze, że jak ja zobaczyłem filmik to mi beret spadł z głowy. „Pąpujemy na Everest” nabiera tempa, jakiego nie oczekiwaliśmy. Jesteśmy już za połową drogi, pĄ/OMpki robi prawie 300 osób i wciąż dołączają kolejne, przypominam, że obecność w drużynie Smashing Pąpkins dodaje 10 pkt do lansu na dzielni, a ci co pĄpują regularnie mogą sobie jeszcze dopisać 30 pkt many i 40 pkt życia!

Ja tu gadu-gadu, a Wy pewnie chcecie wiedzieć, o-co-cho z konkursem. Otóż mam zaszczyt i przyjemność ogłosić konkurs „Poka swoją pąpkę”. Przesyłajcie zdjęcia lub filmiki z tego jak pĄ/OMpujecie. Spośród nich wybierzemy najlepszą pracę i nagrodzimy ją... no czym, czym? Oczywiście ZŁOTĄ PĄPKĄ! Taka Złota Pąpka stojąca w centralnym punkcie salonu to powód do dumy. Wyobraźcie sobie minę teściowej gdy zobaczy u Was na półce Złotą Pąpkę! Sąsiad, który przyjdzie pożyczyć szklankę cukru pęknie z zazdrości, a listonosz poprosi o przyjęcie do drużyny.

Zasady konkursu są proste:
1) start właśnie nastąpił, koniec w niedzielę 1.12.2013 r. o 23:59;
2) konkurs przeznaczony jest dla wszystkich uczestników zabawy „Pąpujemy na Everest”, bez względu na przynależność drużynową;
3) swoje pĄpki pokazujecie pod odpowiednim wpisem na stronie rywalizacji na FB lub wysyłacie mailowo na jeden z naszych adresów (znajdziecie je w zakładce „kontakt” na blogach) lub wrzucacie w komentarzu pod tym wpisem;
4) można przesyłać zdjęcia lub filmiki (nie dłuższe niż 30 sekund!);
5) zwycięzcę wybierze jury w składzie: Bo, Błażej Suchą Szosą, Wybiegany i ja;
6) nagrodą główną jest Złota Pąpka, ale kto wie, czy nie pojawi się jakaś nagroda niespodzianka;
7) ze wszystkich filmików i zdjęć zmontujemy wspólny filmik, który opublikujemy w drugim tygodniu grudnia;
8) wyniki konkursu pojawią się na blogach i FB w połowie pierwszego tygodnia grudnia.

Wszystko jasne? No to aparaty/kamerki/telefony w dłoń i „Pąpujemy na Everest”! A na zachętę „Poka swoją pąpkę” by Krasus – pĄpowanie w kraterze czynnego wulkanu Pico do Fogo.



I jeszcze sprawa dodatkowa: w sobotę organizujemy małe spotkanie, na którym wspólnie zrobimy parę pĄ/OMpek. Co Wy na to? Wiem, że niektórzy mają w tym czasie zakończenie GP Warszawy, inni pracują, a są i tacy, co będą wtedy na urlopie, ale wszystkich pozostałych serdecznie zapraszamy! Spotykamy się o 10:30 na Polach Mokotowskich, o tutaj:


Bez względu na warunki pogodowe porobimy różne rodzaje pĄ/OMpek, a przede wszystkim będzie okazja się poznać i zrobić kilka zdjęć do kolekcji samojebek! No to do zobaczenia, prawda?:) Ponoć nawet Eurosport zapowiada relację live z naszego pĄpowania, bo nie wykluczone, że pobijemy jakiś rekord liczby pĄpujących osób! Przybywajcie więc tłumnie, przyprowadźcie rodzinę, znajomych i przyjaciół. Pamiętajcie o makijażu i odpowiednim stroju. Różowe skarpetki mile widziane!;)

środa, 13 listopada 2013

Nie byłoby mojego biegania, gdyby nie muzyka. Jeśli nie mam słuchawek w uszach, to zawsze cośtam sobie w głowie śpiewam. Zwykle jako motywator doskonale działa mi Luxtorpeda, która uratowała mnie podczas triathlonu w Poznaniu, gdy praktycznie byłem już praktycznie na przegranej pozycji w Wielkim Wyścigu, właściwie w momentach kryzysu na zawodach prawie zawsze pomaga mi grana gdzieś w środku muzyka. Tym razem od pierwszego do ostatniego kilometra w uszach grał mi jeden kawałek.



Wpada w ucho, co? To efekt weekendu w towarzystwie dwójki przesłodkich urwisów;) Dzieciaki uwielbiają ten kawałek.

No, ale do rzeczy: XXV Bieg Niepodległości. Najważniejszym założeniem taktycznym było: nie dać się pociągnąć tłumowi na starcie. Pobiec pierwszy kilometr spokojnie, a potem zacząć przyśpieszać i wyprzedzać tych, co się podpalili. Ustawiłem się więc w drugiej części pierwszej strefy, a pierwszy kilometr spędziłem niemal cały czas gapiąc się na zegarek żeby tylko nie pobiec za szybko. Miałem w pamięci tegoroczne Biegnij Warszawo 2013, gdzie siły skończyły mi się po kilku kilometrach, więc miał to być mój bufor bezpieczeństwa.

Wyszło 4:18, pięknie. W planie było potem puścić nogi w tempie 4:00 min/km i przebiec tak równo siedem kolejnych kilometrów. Plan został zrealizowany w stu procentach. Kolejne tysiączki zaliczyłem w 4:00, 4:03, 4:02, 3:58, 4:00, 3:59 i 3:58 – lekko przyśpieszając w drugiej części. Dziwiło mnie tylko niskie tętno, które przez 6 km nie przekraczało nawet 175 bpm, podczas gdy na Biegnij Warszawo na tym poziomie było już na drugim kilometrze.

Biegowe samojebki ze znajomymi kibicami i współbiegaczami to już tradycja:)

Wyprzedzać zacząłem właściwie już po kilometrze, gdy tylko przyśpieszyłem. Po 2,5 km byłem 693., w połowie dystansu 532., a na 7,5 km 406. Końcowy wynik dał mi zaś 337. miejsce. Przez 7,5 km wyprzedziłem ponad 350 osób, co oczywiście sprawiało mi wielką radość i motywowało do dalszego trzymania tempa;)

Po powtórnym minięciu Ronda ONZ i sąsiadującego z nim mojego studenckiego mieszkania przy ul. Pereca, postanowiłem zwiększyć obroty. Nie miałem założonego tempa na te dwa ostatnie kilometry – chciałem po prostu pobiec je szybciej. Wszedłem w rytm tempa ok. 3:50 min/km i... żałowałem, że nie zrobiłem tego wcześniej, bo biegło mi się doskonale! Złapałem biegowy flow w swoje łapy i razem przebiegliśmy tak dobre półtora kilometra.

Na kilkaset metrów przed metą nie wierzyłem w możliwość poprawienia 39:51 z Biegu Powstania, ale po minięciu swojej grupki kibiców (własny prywatny osobisty Chrześniak mnie dopingował!!) uznałem, że brak walki do końca to zupełnie nie w moim stylu i dodałem gazu. Wyprzedzałem kolejne osoby i co chwilę spoglądałem na zegarek. Co chwilę zmieniałem zdanie co do tego, czy uda mi się poprawić życiówkę, ale nie poddawałem się. Ostatnie metry to już naprawdę sprint, wg Garmina finiszowałem w tempie 2:40 min/km.

Estetycznie nie wypadło to chyba najlepiej, bo widząc, że do mety mam nie więcej niż kilkanaście metrów, a by złamać życiówkę muszę przebiec je w kilka sekund, rzuciłem się do jeszcze bardziej intensywnego biegu, co na tym poziomie zmęczenia musiało wyglądać fatalnie. Za technikę biegu byłaby dwója. Mam tylko nadzieję, że nikt nie uchwycił tego na fotce, bo zapewne wyglądało to pokracznie.

Ale mocny finisz nie zmienia faktu, że w trupa tym razem nie pobiegłem, tuż za metą miałem nawet siłę zrobić kilka „pąpek” i... udzielić wywiadu Panoramie, która mnie zgarnęła;) Niestety, moja opowieść o fladze, hymnie Polski i życiówce nie była dla nich zbyt ciekawa i moją wypowiedź olano. Mam teorię, że to przez wspomnienie o naszej pąpkowej akcji – pewnie ObozyPompkowe.pl mają tam swoje wtyki;)

A na mecie? Endorfiny aż mi kipiały z uszu, uwielbiam ten stan! Dzięki temu, że pobiegłem dość spokojnie (po tętnie to widać – na finiszu doszło do 183 bpm, podczas gdy na BW taki poziom osiągnąłem już po 4km!), doskonale taktycznie i jeszcze zrobiłem życiówkę, miałem z tego biegu pełną i niczym nie zmąconą radość. Chciałbym Wam tu opisać epicką walkę z kryzysami, mordercze podbiegi i to, jak ostatnimi nogami ciągnąłem się na czyichś plecach, ale nic takiego się nie wydarzyło. Po prostu świetnie mi się biegło od startu do mety, a życiówka zrobiona na takim luzie jest dla mnie przemiłą niespodzianką:)

Przy okazji tego biegu poprawiłem nie tylko życiówkę na 10 km, ale wg Endomondo także... pięć innych! O ile rekordy na milę, 3 mile czy 3 km nic dla mnie nie znaczą, bo tych dystansów nigdy nie biegam, to nowy rekord w teście Coopera (3,16 km) oraz na 5 km (19:23) sprawiły mi ogromną frajdę. Oczywiście to pomiar GPS, więc obarczony jakąśtam niedoskonałością, ale wg wyników BN drugą piątkę pobiegłem w 19:27, co i tak jest lepszym wynikiem niż dwa starty na 5 km w łódzkim Parkrunie.

Ładnie się prezentuje, prawda?:)

Na dodatek po biegu zupełnie nie byłem zmęczony. Po startach na 10 km cośtam zwykle jednak boli, potrzebuję jednego-dwóch dni na regenerację. Tymczasem w poniedziałek... mógłbym iść biegać już wieczorem. Czułem się jak po mocniejszym treningu i nic więcej. To, a także rekord na 5 km oraz niskie tętno pozwalają mi z optymizmem spojrzeć na przyszły sezon, bo widać, że jest potencjał do dalszej poprawy wyników.

Ach, dodać trzeba jeszcze, jak wyglądał mój BPS, czyli bezpośrednie przygotowanie startowe, które obejmowało najpierw cztery trudne treningi w ciągu tygodnia (tempo progowe, podbiegi i dwa razy interwały), a potem... mało snu, trzy piwka każdego wieczoru, dużo jedzenia przy gościnnym stole i 2 kg ponad wagę startową – to już ostatnie trzy dni. Ot, towarzyski długi weekend mi się trafił;) Faktem jednak jest, że nie polecam takiego BPS-u, bo gdyby nie te browarki to pewnie spokojnie 39:30 bym zrobił, a pewnie i lepiej.

I znów zostałem przyłapany na trzaskaniu sobie słit foci...;) /
fot. BM, PrzebiecMaraton.pl Kasia, rusz-sie.pl

Warszawski Bieg Niepodległości jest na polskiej mapie biegowej imprezą wyjątkową. Organizatorzy dają dwa kolory koszulek: białe i czerwone. Sugerują też ustawienie się po odpowiedniej stronie ulicy, co sprawia, że biegnący wyglądają jak niekończąca się biało-czerwona flaga. To niesamowity widok, a być tam w środku jest fantastycznym uczuciem. Przed startem naturalnie Mazurek Dąbrowskiego (czy mi się zdaje, czy poprzednio było więcej niż dwie zwrotki?), przy którym niezmiennie czuję dreszcze wzruszenia.

Jak dodać do tego najszybszą trasę w Warszawie, piękną pogodę, bardzo dobrą organizację i sporo kibiców na trasie to nie ma innego wyjścia, jak powiedzieć, że było to świetne zakończenie sezonu 2013. Początkowo chciałem ten bieg ująć jako rozpoczęcie sezonu 2014, ale byłoby to chyba przesadą. Nowy sezon zaczął się wczoraj rano skoro świt od 8,5 km biegu spokojnego. Treningi na wiosenny maraton uważam za rozpoczęte!

Ach, byłbym zapomniał! Kibice! Jak fajnie jest mieć biegowych znajomych, och jak fajnie! Nie od dziś wiadomo, że biegacze biegaczom są na trasie wodą na młyn, a mi ich nie brakowało! Najpierw zauważyłem przy ulicy Avę, a przy powrocie w podobnym miejscu stała Hankaskakanka z rodziną, z którą przybiłem piątkę około ósmego kilometra:) Przed SGH-em, na wysokości ul. Batorego wywołał mnie z tłumu (no, może nie takiego tłumu, ale z grupy biegaczy;)) ktoś jeszcze, ale go nie poznałem. Kim jesteś dobry człowieku, który dodał mi sił w połowie trasy? Ujawnij się, proszę:)

wtorek, 12 listopada 2013

Sto pompek? A może tysiąc? Phi, pikuś! Proponujemy coś więcej. Wpąpujmy się (my robimy pąpki!) na Mount Everest! Najwyższy szczyt Ziemi ma 8848 metrów, proponujemy więc niecodzienną zabawę.

Otóż jest taka akcja, że są dwie drużyny Smashing Pąpkins (to my!) i ObozyPompkowe.pl, czyli pochodna ekipy ObozyBiegowe.pl. I drużyny będą rywalizować w tym, która pierwsza wpąpuje się na Everest. To nie są żarty, bo nie dość, że jest zima (a każdy wie, że zimą w górach jest o niebo trudniej!), to jeszcze nie zamierzamy używać tlenu. Sprawdziłem to u źródła i okazuje się, że W HISTORII HIMALAIZMU JESZCZE NIKT NIE WPĄPOWAŁ SIĘ NA EVEREST ZIMĄ!

Będziemy więc pierwsi. Się rozumie, że my, a nie Obozy, prawda? I pomożecie nam w tym, prawda?


Mówię „my”, ale może nie wiecie, o kogo chodzi. Otóż, moi mili, po raz pierwszy w historii stanę ramię w ramię, pąpkę w pąpkę i Mysiadło w Rzeszów obok Bo! Tak tak, tym razem nie będziemy rywalizować, a współpracować! Szok, co?;) A to nie koniec. W Smashing Pąpkins są też znany Wam z Wielkiego Wyścigu dla Bartka Wybiegany (właściwie pomysłodawca pąpkowej akcji) oraz nowa twarz w naszej ekipie – człowiek, który myślał, że SPD oznacza „SamPojadęDobrze”, czyli Błażej Suchą Szosą!

Było nas trzech w każdym z nas inna krew i tak dalej. Znaczy się czterech, a nawet czworo.

Do rzeczy. Będziemy robić pompki, a nawet pąpki! Chodzi o to, by nabrać siły i nigdy więcej nie dać się przepchnąć na pierwszych metrach Biegnij Warszawo lub innej Niepodległości. Niektórzy twierdzą, że to świetny sposób na rozwój mięśni klatki piersiowej, barków, ramion i brzucha. A my mówimy: sprawdzam!

Chodzi o to, by każdy mógł za jakiś czas zrobić więcej pompek (a niektórzy nawet pąpek) niż dziś, a przy okazji będziemy rywalizować w tym, która drużyna pierwsza się wpąpuje na Everest. Działamy na Endomondo. Nasza drużyna jest tutaj: (kliku-kliku), a do konkurencji linka nie podam, bo i po co.


Poniżej jest regulamin i plan treningowy. Najważniejszą zasadą jest: nie oszukujemy i dobrze się bawimy:)

A, i jeszcze filmik instruktażowy, a w nim bohater nad bohaterami: ZOHAN!




Regulamin Pąpowania na Everest

1) Robimy pompki albo pąpki (co kto woli) – trzy razy w tygodniu po pięć lub sześć serii, z każdym tygodniem więcej. Kobiety, które robią maksymalnie pięć pompek zwykłych, mogą robić tzw. pompki damskie. Mogą, ale nie muszą.

2) Proponujemy wykonywanie treningu wg poniższego planu, ale nie jest to obowiązkowe, można stosować własny plan. Ważne, by robić pięć-sześć serii (pięć serii dla osób, które jednorazowo robią poniżej 60 pompek, sześć serii dla tych, którzy są w stanie zrobić więcej) z przerwami 1min 30sek pomiędzy seriami.

3) Proponujemy rozpoczęcie od testu pompkowego: po rozgrzewce robimy jak najwięcej pompek i zapamiętujemy liczbę. Na jej podstawie można rozpocząć plan treningowy (poniżej) od danego tygodnia.

4) Chcemy zrobić jak najwięcej pompek, ale nie przekraczamy liczby dni treningowych w tygodniu (trzy) i liczby serii w jednym treningu (pięć lub sześć - zależy od poziomu zaawansowania - szczegóły w pkt 2).

5) Pomiędzy seriami robimy 1min 30sek przerwy, by kolejne serie robić na tzw. niepełnym wypoczynku. Pomiędzy dniami treningowymi powinien wystąpić co najmniej jeden dzień na regenerację.

6) Pompki robimy płynnie, bez odpoczywania w danej serii. Wykonujemy pompki poprawnie i uczciwie.

7) Każdy robiący pompki może dołączyć do jednej z dwóch drużyn: ObozyPompkowe.pl (robią pompki) lub Smashing Pąpkins (robią pąpki)
UWAGA: Wykluczona jest obecność w obu drużynach.

8) Pompki zliczamy w aplikacji Endomondo jako sport wybierając „inne”. Jedną pompkę zapisujemy jako 0,1km. Jeśli danego dnia zrobisz 45 pompek, zapisujesz to jako 4,5 km.

9) Gramy fair - robimy pełne poprawne pompki i wpisujemy dokładnie tyle, ile zrobiliśmy. Jeśli nie uda Ci się zrealizować treningów z danego tygodnia, powtórz tydzień od początku.

10) Drużyny ścigają się w tym, która pierwsza “Wpąpuje się na Everest” (8848 mnpm). Koniec rywalizacji pomiędzy drużynami określony jest na 8848 km. Każda pompka to 0,1 km, więc trzeba zrobić 88 480 pompek by wygrać. Tak, wiemy, że Everest ma 8840 m, a nie km, ale w Endomondo nie ma tak małych liczb, więc robić będziemy kilometry.

11) Będą nagrody niespodzianki, ale jakie i za co – to na razie tajemnica.

12) Zawzięci wrogowie Endomondo mogą zgłaszać swoje pompki drogą mailową, ale nie będzie to przychylnie traktowane, maila nawet nie podajemy, to dla utrudnienia;)

13) Zasady w skrócie: trzy razy w tygodniu robimy pięć-sześć serii pompek z przerwami po 1min:30sek i wpisujemy je do Endomondo jako “inne”. Jedna pompka to 0,1km. Pięć serii dla osób, które jednorazowo zrobią poniżej 60 pompek, sześć serii dla tych, którzy są w stanie zrobić więcej.


Nasz proponowany plan pompkowy:

Zacznij od testu. Po rozgrzewce zrób tyle pompek, ile tylko dasz radę. Pamiętaj o poprawności wykonywanego ćwiczenia i o tym, by robić je płynnie, bez przerw. Twoja maksymalna liczba pompek pozwoli Ci rozpocząć plan treningowy od odpowiedniego miejsca, a po jego zakończeniu ocenić postępy, bo na końcu też zrobisz taki sam test.

Poprawnie wykonana pompka wygląda tak: będąc opartym (a nawet opartą) rękoma, rozstawionymi ciut szerzej niż rozstaw barków (tak by przedramiona podczas ćwiczenia były prostopadłe do podłoża) o podłogę na wysokości klatki piersiowej, z nogami wyprostowanymi do tyłu i opartymi o podłoże na samych palcach u stóp, opuszczamy się w dół uginając ręce aż do momentu ugięcia łokci pod kątem prostym i zatrzymujemy się ok. 5 cm nad podłogą. Podczas tego ruchu w dół robimy wdech i płynnie, bez zatrzymywania się w dole prostujemy ręce by wykonać ruch w górę robiąc jednocześnie wydech. Aby utrzymać mięśnie w napięciu nie prostujemy rąk całkowicie oraz pamiętamy by podczas całego ćwiczenia utrzymywać ciało w prostej linii poczynając od nóg, poprzez plecy aż do odcinka szyjnego kręgosłupa. Taki cykl dół i góra to jedna pompka. Ważne podczas ćwiczenia jest utrzymywanie prawidłowej postawy bez zbytniego wyginania pośladków w górę ponad linię ciała lub poniżej.

Pomiędzy seriami robimy 1min i 30s przerwy a pomiędzy kolejnymi dniami treningowymi powinniśmy zachować co najmniej jeden dzień odpoczynku. Jeśli nie uda Ci się zrealizować wszystkich treningów z danego tygodnia lub nie dasz rady zrobić wszystkich pompek w serii, zgodnie z planem, powtórz dany tydzień. Nie przejmuj się jeśli będziesz powtarzać tygodnie - ten czas jest potrzebny organizmowi aby przyzwyczaić się do takiego wysiłku.

Test zrobiony? To do dzieła!

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 1-6 pompek
Tydzień 0, dzień 1: 1, 2, 3, 2, maksymalnie ile dasz radę, ale nie mniej niż 1
Tydzień 0, dzień 2: 2, 3, 3, 3, max, ale nie mniej niż 2
Tydzień 0, dzień 3: 2, 3, 4, 4, max, ale nie mniej niż 2
Jesteś już PąpBeginner

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 7-14 pompek
Tydzień 1, dzień 1: 3, 4, 4, 4, max, ale nie mniej niż 3
Tydzień 1, dzień 2: 4, 4, 5, 4, max, ale nie mniej niż 4
Tydzień 1, dzień 3: 5, 5, 6, 5, max, ale nie mniej niż 5

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 15-23 pompki
Tydzień 2, dzień 1: 6, 6, 7, 6, max, ale nie mniej niż 6
Tydzień 2, dzień 2: 7, 7, 8, 7, max, ale nie mniej niż 7
Tydzień 2, dzień 3: 8, 8, 9, 8, max, ale nie mniej niż 8
Jesteś już PąpCadet

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 24-29 pompek
Tydzień 3, dzień 1: 9, 9, 11, 10, max, ale nie mniej niż 9
Tydzień 3, dzień 2: 10, 10, 12, 11, max, ale nie mniej niż 10
Tydzień 3, dzień 3: 11, 11, 13, 12, max, ale nie mniej niż 11

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 30-37 pompek
Tydzień 4, dzień 1: 12, 12, 14, 13, max, ale nie mniej niż 12
Tydzień 4, dzień 2: 13, 13, 14, 15, max, ale nie mniej niż 13
Tydzień 4, dzień 3: 14, 14, 16, 14, max, ale nie mniej niż 15

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 38-44 pompki
Tydzień 5, dzień 1: 15, 15, 16, 17, max, ale nie mniej niż 15
Tydzień 5, dzień 2: 16, 16, 18, 18, max, ale nie mniej niż 16
Tydzień 5, dzień 3: 17, 19, 17, 18, max, ale nie mniej niż 17
Jesteś już PąpTrainer

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 45-59 pompek
Tydzień 6, dzień 1: 19, 21, 20, 19, max, ale nie mniej niż 19
Tydzień 6, dzień 2: 21, 21, 23, 21, max, ale nie mniej niż 22
Tydzień 6, dzień 3: 23, 25, 23, 24, max, ale nie mniej niż 24

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 60-75 pompek
Tydzień 7, dzień 1: 20, 20, 30, 20, 20, max, ale nie mniej niż 20
Tydzień 7, dzień 2: 20, 20, 35, 20, 25, max, ale nie mniej niż 20
Tydzień 7, dzień 3: 20, 20, 40, 25, 25, max, ale nie mniej niż 20

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 76-90 pompek
Tydzień 8, dzień 1: 20, 25, 35, 30, 30, max, ale nie mniej niż 20
Tydzień 8, dzień 2: 30, 30, 40, 30, 20, max, ale nie mniej niż 20
Tydzień 8, dzień 3: 30, 30, 45, 20, 35, max, ale nie mniej niż 20
Jesteś już PąpChief

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 91-110 pompek
Tydzień 9, dzień 1: 20, 40, 30, 50, 30, max, ale nie mniej niż 30
Tydzień 9, dzień 2: 20, 35, 50, 32, 40, max, ale nie mniej niż 30
Tydzień 9, dzień 3: 20, 30, 60, 30, 50, max, ale nie mniej niż 26

Jeśli robisz więcej niż, 110 jednorazowo - spróbuj zostać PąpMaster:
Tydzień 10, dzień 1: 30, 40, 50, 60, 40, max, ale nie mniej niż 40
Tydzień 10, dzień 2: 30, 45, 55, 65, 50, max, ale nie mniej niż 40
Tydzień 10, dzień 3: 30, 50, 60, 76, 60, max, ale nie mniej niż 50
Jesteś już PąpMaster!

Jeśli ostatni tydzień jest dla Ciebie zbyt prosty, to być może jesteś już prawdziwym Zohanem, a my tylko zwykłymi biegaczami;-)

Wszystko jasne? Chyba wiecie, do której drużyny dołączać, c'nie?;) ObozyPompkowe.pl to nie byle kto! Wieść gminna niesie, że niektórzy tam robią pompki bez użycia rąk, więc żeby z nimi wygrać musimy się naprawdę spiąć! Do dzieła, raz dwa, robimy PĄPKI!:) Przypominam, że dołączacie: Smashing Pąpkins.

piątek, 8 listopada 2013

Wszystko już wiadomo. Dogrywka Wielkiego Wyścigu dla Bartka dobiegła końca. Razem z pierwszą częścią wpłaciliśmy na konto Bartka 2779,63 zł. Tak naprawdę to tych pieniędzy było więcej, bo wiem, że niektórzy wpłacali, a nie chcieli się bawić w kąkórsy. Takich też lubimy!:) Najważniejsze, by pieniądze trafiały na konto Bartka.



A gdyby ktoś jeszcze chciał Go wspomóc (przypominam o co chodzi: kliku-kliku) to nadal można. Pieniądze na leki są potrzebne cały czas, pamiętajcie, że liczy się każda złotówka.

Fundacja Pomocy Dzieciom z Chorobami Nowotworowymi w Poznaniu
ul. Engestroma 22/6, 60-571 Poznań
numer konta: 72 1240 3220 1111 0000 3528 6598
z dopiskiem: Bartosz Pudliszewski

Wpłacili kilka złociszy? No to czytamy dalej.

No więc tak. Ten-tego-tamtego. Szanowne żiry w składzie Bo, Wybiegany i ja dokonało kolejnego losowania i wylosowało trzy przepiękne damskie kurtki biegowe, które Wybiegany wydębił od firmy Bortex Sport (no dobra, firma sama zaproponowała, tacy są fajni, naprawdę!:)) Są to kurtki NEWLINE IMOTION RUFFLE JKT, o takie (kliku-kliku).


O, takie ładne kurtałki można było wygrać!:)

No i teraz kumajcie to. Trzy damskie kurtki do biegania, a dwie z nich wylosowali... faceci! Świat płata czasem figle;) Tak więc właśnie, o czym ja to. A, kurtki! Żeby nie przedłużać.

rozmiar S – Darek Kociemba
rozmiar M – Jadwiga Grzesik
rozmiar L – Przemek Walter

Ze zwycięzcami skontaktujemy się drogą mailową, dziękujemy wszystkim bardzo za udział w akcji. Mamy nadzieję, że przy kolejnej okazji też będziecie tak hojnie pomagać, bo pomaganie jest fajne:) Jak już niektórzy wiedzą, w przyszłym roku Wielki Wyścig będzie miał wymiar górski – taki jest plan:) No i zapewne znów będą kąkórsy, znów będzie zabawa i znów będziemy chcieli zmotywować Was do pomagania, bo nam się to cholernie spodobało:)

A tymczasem przypominam, że już wkrótce rusza wyzwanie pąpkowe. Na razie zachęcam do treningów we własnym zakresie, rozgrzania się i poznania swoich możliwości. Zróbcie sobie test: rozgrzewka, a potem pompki na maksa bez przerwy  ta liczba Wam się przyda. Od wtorku cały internet będzie trzaskał pąpki (pompki są dla lamerów!) jak szalony, we wtorek rano dowiecie się jak i po co:) Będzie rywalizacja, będzie walka, będzie zabawa! Zapraszam też do dołączania do naszej pąpującej drużyny: kliku-kliku.

A dorobiła się już ona w pełni profesjonalnego logo – ostateczna wersja zyskała trochę różu:)

środa, 6 listopada 2013

Nie da się ukryć, że pływanie jest moim najmniej ulubionym elementem triathlonowego treningu. Z jednej strony dlatego, że jestem w tym najsłabszy i sam trening sprawia mi mniej przyjemności niż biegowy i rowerowy, a z drugiej... no nie oszukujmy się: pływanie wymaga głowy ze stali i ostro ryje beret!

Trzeba mieć niewiarygodnie silną psychikę, by zawzięcie trenować pływanie. Nie ma tu obserwacji budzącego się do życia wiosną lasu jak podczas treningu biegowego. Nie pozdrowisz się jak kolarze na trasie gdzieś pod Grójcem. Nie odwiedzisz kilkunastu miejscowości podczas jednego treningu. Odpada też pogaducha podczas biegu spokojnego z kumplem, odpada zmiana pogody, zmiana trasy, właściwie to... wszystko odpada.

Nie ma nic poza płytkami na dnie basenu. Jedyna zmiana to płytki na Inflanckiej lub płytki w Delfinku (aktualnie trenuję na tych dwóch basenach). Przeciętny triathlonista przepływa kilkaset długości basenu tygodniowo, ci mocniejsi idą w tysiące. Tysiąc razy ta sama linia na dnie basenu, wyobrażacie to sobie?! Każdy poważnie trenujący pływanie powinien za znoszenie tego dostawać złoty medal. I stwierdzając, że pływanie ryje beret nie chcę nikogo urazić, wręcz przeciwnie. Wyrażam szczery podziw dla wszystkich spędzających długie godziny na basenie, bo dla mnie jest to sport ekstremalny.

Pięknie opisała to na swoim blogu ioannahh: „Samotność długodystansowca to nic w porównaniu z wieczną samotnością, z jaką musi żyć pływak.” Pod całym jej wywodem podpisuję się ręcyma i nogyma, moim zdaniem już trenażer jest łatwiejszy i ciekawszy niż wieczne liczenie długości, oddechów i klapnięć rękoma. Przynajmniej zaległości filmowe i serialowe można nadrobić. A w basenie nawet słuchanie muzyki jest trudne, bo większość wodoodpornych odtwarzaczy mp3 jest niewygodna. Pozostaje bulgotanie i woda zalegająca w uszach. Do tego dochodzi nieprzyjemny zapach skóry po basenowej wodzie, zatkane zatoki u niektórych, woda permanentnie wylewająca się z uszu i odciśnięte oksy wokół oczu, z którymi wygląda się jak trzepak nad trzepakami.

A pocieszenie w postaci basenowych turystek (tak je nazywam) w skąpym bikini pojawia się z częstotliwością błędu statystycznego:(

=== === ===
OGŁOSZENIE DUSZPASTERSKIE

Czy wiesz, że już od przyszłego tygodnia cały internet zabiera się za wielkie pompowanie? Będziemy regularnie robić pompki, a nawet PĄPKI! Jak pojawia się taka pisownia, to wiadomo, że będzie śmiesznie jak przy okazji Wielkiego Wyścigu. Otóż rzuciliśmy hasło na Fejsbuku, a Wy daliście odzew. No to jedziemy z koksem. W ciągu kilku dni na czterech fantastycznych blogach biegowych (czterech, powiadasz?!) opublikujemy krótkie instrukcje jak ćwiczyć oraz cel. No właśnie, nie chodzi przecież o zrobienie stu czy miliona pompek, ale o to, kto pierwszy.... No właśnie, to będzie niespodzianka, bo będziemy się z kimś ścigać:) I co ciekawe, tym razem Bo i ja staniemy ramię w ramię w jednej drużynie!

Na dobry początek zróbcie sobie test: po rozgrzewce zróbcie tyle pompek ile tylko dacie radę (kobiety mogą damskie jeśli wolą), do wyrzygu. Zapamiętajcie ten wynik, możecie go wpisać w komciu na dole, przyda się najpierw za kilka dni, a potem na końcu:) Szczegóły już wkrótce!

KONIEC OGŁOSZENIA DUSZPASTERSKIEGO
=== === ===

Ale to wszystko da się znieść w imię tego, by zostać ajronmenem (choćby w połowie). By poczuć radość i satysfakcję z ukończenia triathlonu, zebrać sławę na dzielni i do końca życia budzić podziw wśród współpracowników i znajomych. Trzeba też przyznać pływaniu, że dużo lepiej niż bieganie czy kolarstwo wpływa na to, jak się wygląda;) Ale to tylko kropla plusów w morzu minusów.

Z nudą i psycho-trudnościami pływania mierzy się każdy pływający w miarę regularnie. Ot, tak po prostu jest i nic nie da się z tym zrobić. No chyba, że by ktoś na dnie basenu zaczął drukować książki lub montować ekrany z filmami;) Są za to aspekty, z którymi trzeba się pogodzić i nie ma co dyskutować.

Są za to na basenie rzeczy, z którymi pogodzić się nie umiem.

1. Brak kultury basenowej
W Polsce obowiązuje ruch prawostronny. Trzymają się tego nie tylko kierowcy, motocykliści i rowerzyści, ale i w zdecydowanej większości biegacze czy nawet piesi na chodnikach. Zresztą, jak ktoś biegnie/idzie środkiem ścieżki, to na upartego można go ominąć trawnikiem czy innym poboczem.

A na basenie? Kicha! Płynie sobie swoim pieskowo-żabkowym stylem taki Zią lub (częściej) Ziąka, zajmuje połowę toru i to dokładnie środkową połowę toru! Po jego (jej) lewej i prawej stronie jest wolne po ćwiartce. OK, utyty nie jestem, babcia NKŚ twierdzi nawet, że źle wyglądam (że niby za chudo, z moją warstwą tłuszczyku na brzuchu!), ale w takiej ćwiartce to nawet ja się nie zmieszczę, szczególnie, że żabkarz zajmuje dość dużo miejsca. No czy to jasnej-ciasnej nie możesz płynąć prawą stroną?

Na niektórych basenach tory są oznakowane: „pływanie szybkie”, „pływanie rekreacyjne” i „pływanie rodzinne”. Czy stosowanie się do tych oznaczeń naprawdę jest takie trudne?

Nie mniej irytujący są plotkarze. Przysiupnie sobie kilka osób na końcu toru, przepłyną dwie długości, a potem gadają i sobie pluskają łapkami. A człowiek nawet nawrócić nie ma gdzie. A idźcie w diabły! Albo co najmniej do małej niecki lub jacuzzi.

A gorszą odmianą plotkarzy są miziu-miziu-miziacze. Poszliby sobie gdzieś do parku, to nie. Przychodzą na basen się pomiziać i robią to na końcu toru nie bacząc na to, że ludzie tu trzeci zakres robią.

2. Nadmierna dbałość o higienę
Siódma rano na mało popularnym basenie. W wodzie cztery albo pięć osób, wszyscy tłuką kolejne długości. Dołącza do grupy pani (wiek dowolny) i... w ciągu kilku minut basenowa woda zamienia się w... roztwór wody i super-hiper-ultra mleczka na cellulit lub innego balsamu na porost biustu. Mleczko/maseczka/balsam wdziera się w usta oraz nos i sprawia, że treningu masz serdecznie dość.

3. Czary-mary
Odkąd ścigam się z Bo (przypominam jak się wszystko rozpoczęło: kliku-kliku) dzieją mi się różne przypadki. Pamiętacie pewnie, że zaczęło się od tajemniczego zepsucia serka wiejskiego, którego termin przydatności jeszcze nie minął. Potem zaczęły mi znikać z plecaka basenowe rzeczy. Zdarzyło mi się zrobić trening bez czepka, zdarzyło i bez ręcznika (ot, wystarczy poczekać aż woda sama wyschnie po umyciu;)).

Ale nic, absolutnie nic z powyżej opisanych rzeczy nie pobije wkurwu, który dotyka człowieka gdy stojąc w szatni już w samych bokserkach uświadomi sobie, że nie wziął kąpielówek, a basenowy sklepik jest akurat nieczynny lub w ogóle nie istnieje...