Do startu podszedłem z głową i zrobiłem porządną rozgrzewkę w miłym towarzystwie dwojga Pąpkinsów, z którymi za tydzień biegniemy Półmaraton Warszawski. Do 20 minut truchtu dodałem kilka szybkich przebieżek i wiedziałem, że jest dobrze. Na starcie stawiło się więcej ludzi niż w ubiegłym tygodniu gdy pobiegło tylko 65 osób. Nie brakowało wymiataczy, a wśród nich kilku zawodników z mocnej ekipy Warszawiaky oraz popularny na TwarzoKsiążce Amator Runner - Hubert Kred.
Że takie przecinaki poszły od pierwszych metrów do przodu, to ja rozumiem, ale znów tłum zwariował na pierwszych metrach. Po 200-300 metrach byłem w trzeciej dziesiątce! Tylko że potem wszyscy oni zwolnili, a ja przyśpieszyłem:) I kawałek po kawałku przeskakiwałem do przodu... Tu kolega w koszulce Barcelony (chciałem zagadać o niedzielne El Clásico, ale bieg ponad trzecim zakresem nie sprzyja konwersacji;)), tam gość w pomarańczowym, ktoś w czarnym itd.
Pierwszy kilometr w 3:49, a tętno doszło do 172, czyli zgodnie z planem. Drugi km w 3:50 przy średnim tętnie 173 i nadszedł czas na zwiększenie obrotów. Takie było założenie: po dwóch kilometrach przyśpieszyć. Trzeci wszedł w 3:43 (średnie tętno 179), a czwarty w 3:45 (średnie tętno 182). Moja pozycja poprawiała się co kilkaset metrów, byłem 16, 14, 13, 12 i potem długo 11.
Na ostatnim kilometrze postanowiłem dorzucić do pieca i wg Garmina średnie tempo z tego odcinka to 3:33, a tętno 185 (max 188)! Finiszując wyprzedziłem jeszcze jednego z Warszawiaków i na metę wpadłem na dziesiątej pozycji. Garmin zmierzył znów tylko 4,91 km, mam wrażenie, że cwaniak coś skraca. Ale to dobra wiadomość w zasadzie, bo oznacza, że rzeczywiste tempo jest o kilka sek/km lepsze niż to co mi mierzy zegarek. Wolę przekłamanie w tę stronę:)
A mój Wynik? Tydzień temu w relacji napisałem tak: „Moc w nogach jest i mam pełną świadomość, że przy pełni zdrowia i bez mocnego wiatru jaki wiał w sobotę, co najmniej 20-30 sek. jest jeszcze do urwania.” Jak myślicie, ile dziś urwałem? Tak jest, niemal równe pół minuty!:)
Ciężka praca na roli przez całą zimę przynosi teraz plony:)
Teraz jestem ze swojego wyniku zadowolony i mogę sobie dać póki co z piątkami spokój;) W czwartek podczas treningu zrobiłem życiówkę na 10 km (39:29), teraz poprawiłem się na 5 km i kilka innych dystansów (wg Endomondo), a za tydzień pęknie półmaraton. Nie mogę się doczekać Warsaw Track Cup, bo i 1 km bym chętnie poprawił. Kilka miesięcy ciężkiej pracy przynosi teraz wymierne efekty.
Dziś w Skaryszaku biegło mi się bardzo dobrze i to jest najważniejsze. Już na pierwszym kilometrze złapałem swój rytm i trzymałem dość równe tempo, lekko przyśpieszając na każdym kolejnym etapie biegu. Po raz kolejny udało mi się rozłożyć siły tak, że właściwie wyszedł z tego bieg z narastającą prędkością.
Tydzień temu bieg mój był związany z kĄkursem typerskim, ale okoliczności przyrody i zdrowia nie pozwoliły mi rozwinąć skrzydeł. Te całkiem ładnie zadziałały tym razem, a oficjalne wyniki pokażą, czy dobrze wytypował Leszek (18:19) czy Robert (18:20). Panowie, dzięki za wiarę we mnie, macie ode mnie piwo!
Dla zainteresowanych jeszcze całość zrzucona z Garmina do Endomondo:
No Krasus szacun! Dobry sezon się zaczyna:-)
OdpowiedzUsuńChyba miałem nosa z tym czasem :) Obyś zrobił jeszcze lepszy czas na każdym dystansie w którym wystartujesz:)
OdpowiedzUsuńI to jakiego nosa!:)
UsuńI jaki finisz! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńJest szansa abyś opisał/wstawił trasę tarczynową? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo jasne, poszło na maila :)
UsuńJa tu się podniecam swoim 23:18, a Ty prawie masz 17 z przodu! Kosa! Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńOj tam, każdy ma swoje podniecanie. Ja na wyrzygu próbowałem (bez skutku) dogonić Huberta, a on pobiegł słabiutko, bo kontuzjowany jest.. ;)
Usuń