Zaczyna się miejscowość Zawoda, ale jakoś nie zwraca mojej uwagi fakt, że nie ma jej na mapie w okolicy w której (myślę, że) jestem. Parę minut później zauważam „Zawoda” na mapie – kilka kilometrów dalej! Mając jeszcze nadzieję, że to niezgodność rzeczywistości z mapą (wszak ta pochodzi sprzed kilkudziesięciu lat) wchodzę w pierwszy napotkany wąwóz (mimo że zaczyna się on z 400 m od drogi, a nie przy drodze jak wskazuje mapa) i czeszę go w poszukiwaniu punktu kontrolnego. Po paru minutach orientuję się, że niezgodność mapy z otoczeniem jest zbyt duża bym mógł być tu, gdzie sądzę, że jestem, a lokalizacja zabudowań Skierbieszowa dobitnie mówi mi, że dałem ciała i zbędnie naddałem prawie 5 km. Pędzę z powrotem i bez większego problemu znajduję pożądany wąwóz, obok którego raz już dziś przebiegałem.
[KURTYNA]
Na PK9 jest ciepła herbata. Żeby było szybciej, odlewam kilka łyków i kubek uzupełniam zimną wodę – nie chcę się poparzyć. W międzyczasie do ogniska dobiega czwórka zawodników, którzy jak się potem okaże zajęli miejsca 6, 7, 8 i 9. Z PK9 wylatuję pierwszy, do końca zostały tylko dwa punkty, picie w bukłaku mam – nie ma co tracić czasu. Kawałek lecę swoim śladem, za plecami coraz bliżej jest jeden z rywali. Zrównujemy się i... rozdzielamy. Piotrek leci w prawo, a ja w lewo. To dziwne, bo przecież obaj chcemy wpaść na PK10. Uznaję jednak, że się pomylił. Wbiegam w las, znajduję wąwóz i trafiam na punkt – podbijam. Zadowolony z siebie ustawiam azymut na kompasie tak, by wyjść z lasu w pożądanym kierunku i napieram. Las nie jest bardzo gęsty, ale ze względu na śnieg przebieżność jest marna, ciężko szybko maszerować, o biegu nie wspominając.
Las się kończy i… coś się nie zgadza. Powinienem wyjść z niego tak, by skręcić w prawo i wzdłuż skraju lasu polecieć na północ. Tymczasem w prawo jest… południe! Chwila konsternacji. Mapa-kompas, kompas-mapa. Źle ustawiłem azymut i zamiast wyjść z wąwozu na zachód, poszedłem na wschód i wyleciałem po drugiej stronie lasu. Pomyliłem wschód z zachodem! Wkurzony znajduję polną drogę i nią obiegam pechowy las dookoła. Potem okazuje się, że pechowy podwójnie, bo to Piotrek miał rację – trzeba było pójść na prawo, tam też był wąwóz, a ja zebrałem punkt stowarzyszony* i 25 minut kary.
Błąd popełniłem przy wsi Wysokie II, gdzie zamiast drogą na południowy zachód pobiegłem na południowy wschód. Do dziś nie rozumiem, jak mogłem tego nie zauważyć. Dodatkowo „moja” droga prowadziła wąwozem, a na mapie go nie było – to też powinno dać mi do myślenia.
(* - kilka słów wyjaśnienia dla osób mniej zainteresowanych bieganiem na orientację. Taki bieg polega na zaliczeniu punktów kontrolnych naniesionych na mapę przez organizatora. Czasem przygotowywane są jednak „psikusy” w postaci tzw. punktów stowarzyszonych – oddalonych od poprawnych o kilkaset metrów lub więcej i umiejscowionych w podobnym miejscu (np. skrzyżowanie dróg, koniec wąwozu itp.))
[KURTYNA]
W Lubelszczyźnie zakochałem się podczas swojej pierwsze wizyty tam, niemal 10 lat temu. Miłość trwa do dziś, a ubiegłoroczny i tegoroczny Skorpion tylko ją umocniły:)
Powyższe wtopy kosztowały mnie łącznie półtorej godziny lub więcej, przez to w sumie na Skorpionie 2013 naklepałem 64,5 km. A mój wariant trasy powinien spokojnie zmieścić się w 57-58 km. Do tego kilka razy w innych miejscach dałem ciała, ale straty były mniejsze, więc te małe błędy w ogóle pomijam – bo one występują praktycznie zawsze. Wystarczyłoby uniknąć ostatniej wtopy po PK9 i zająłbym nie 10, a 5-6 miejsce. Zdarzały mi się już błędy na imprezach na orientację, mniejsze i większe wtopy i porażki, ale jeszcze nigdy nie czułem takiego wkurzenia na siebie.
Ale nie ma co gdybać – tegoroczny Skorpion, podczas którego rozegrano mistrzostwa Polski w pieszych maratonach na orientację na dystansie 50 km, był imprezą bardzo trudną nawigacyjnie i terenowo i mało kto całkowicie ustrzegł się błędów. Inni też mogliby uniknąć wtop i mnie wyprzedzić przecież;) Bezbłędnie trasę pokonało 17 uczestniczek i uczestników zawodów na 85, którzy dotarli na metę.
W tym świetle ukończenie tych zawodów z kompletem punktów, tylko jednym stowarzyszem i na 10. miejscu wśród mężczyzn jest wynikiem niezłym, by nie powiedzieć, że jednym z najlepszych w mojej „karierze”, choć poczucia niedosytu pozbyć się nie umiem.
Ale są i duże plusy wszystkiego. Na przykład to, że ponad 80 proc. trasy zrobiłem w samotności. Czasem w zawodach PMNO biegnę z kimś (tym razem pierwszych kilkanaście km zrobiłem z Bernardem, ale potem mieliśmy inne warianty w planach i się rozdzieliliśmy), kilka razy biegałem też samemu i to daje znacznie większą satysfakcję. Udało mi się motywować do biegu na każdym etapie zawodów i kondycyjnie w miarę wytrzymałem do samego końca. Nie zawiodła mnie też psychika, choć w momencie uświadomienia sobie wtop miałem napad frustracji. Ale zmotywowała mnie ona do dalszej walki, a nie do rezygnacji.
Warunki do biegania były trudne. Pola i lasy pokrywało wprawdzie nie więcej niż kilkanaście centymetrów śniegu, ale był on od góry zmrożony i zapadał się nie w momencie stawiania na nim stopy, a dopiero przy pełnym obciążeniu, zasysając przy tym buta niczym bagno. Warto było więc wybierać drogi z jak najlepszą przebieżnością, bo tam utrzymanie sensownego tempa było znacznie łatwiejsze. Takie warunki oraz trudna nawigacja zrównywały szanse, piąte miejsce na mistrzostwach Polski naprawdę było w zasięgu, bo do czwartego Pawła Pakuły brakuje mi kosmosu i jeszcze trochę;)
Przed zawodami na forach można było przeczytać głosy sceptyków, że w związku ze śniegiem wszyscy będą biec po śladach liderów i będzie nuda. Tymczasem organizatorzy wprowadzili tzw. scorelauf czyli dowolną kolejność zaliczania punktów. Dzięki temu każdy wybrał swoje rozwiązanie i już na starcie uczestnicy rozbiegli się w najróżniejszych kierunkach. A na mecie – cóż za emocje!
Wyobraźcie sobie: na metę wpada pierwszy Janek Lenczowski, ale dostaje 10 min. kary za zmianę jednego z punktów. Po ośmiu minutach na mecie jest Sebastian Reczek – gdyby był bezbłędny, miałby mistrzostwo Polski w kieszeni! Ale dostaje 35 min. kary i musi czekać na następnych zawodników. Chwilę po nim pojawia się Paweł Pakuła – jest trzeci na mecie, ale ma aż 50 min. kar, więc siedzi i czeka. Po kwadransie w bazie pojawia się Marcin Krasuski. Jest bezbłędny i zajmuje drugie miejsce, choć na metę dotarł czwarty! Czy naprawdę ktoś jeszcze będzie mówił, że XII Skorpion nie zasłużył na rangę mistrzostw Polski?:)
Jedyna wtopa orgów to „regulamin jedenastej” imprezy, podczas gdy był to XII Skorpion, co widać w logo. Nagrodę za spostrzegawczość dostaje Radek :)
Ubiegłoroczny Skorpion ze względu na poziom trudności oraz doskonałość organizacyjną wygrał w moim prywatnym mini rankingu na „Imprezę roku 2012”. W tym roku nie było nic a nic gorzej, więc już teraz mogę z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że Skorpion był jedną z najlepszych imprez 2013 (jeśli nie najlepszą). Dwa ogniska na trasie, gdzie można się było napić ciepłej herbaty oraz ciepły dwudaniowy posiłek na mecie to wisienki na torcie. Przede wszystkim liczy się to, że trasa była świetnie zaplanowana, a jej wielowariantowość sprawiła, że każdy wybrał swoje rozwiązanie i były to prawdziwe zawody na orientację, a nie gonienie jeden za drugim. Część osób wybierała krótsze warianty przez pola i lasy, inni lecieli drogami, gdzie było dalej, ale szybciej. Aż chciałoby się zacytować jedną z reklam telewizyjnych „Tak powinno być w każdym banku!”.
Aj, zapomniałbym o jednym! Kolejnym plusem tegorocznego Skorpiona była obecność systemu Orientrack stworzonego przez Janka Lenczowskiego. 17 najmocniejszych osób (tak, tak, znalazłem się wśród nich!!) dostało do plecaka nadajnik GPS, dzięki któremu zapisy naszych tras można sobie teraz obejrzeć w internecie i można je było śledzić na żywo przez całą sobotę (a przynajmniej teoretycznie, bo ponoć przez większość dnia strona leżała). Niestety, baterie w nadajnikach padły po 8-8,5h, nim większość dotarła do mety. Póki co system wymaga więc dopracowania (podobnie jak usability strony), ale zdecydowanie jest to rozwiązanie, które dodaje zawodom na orientację dużo smaczku i mam nadzieję, że będzie pojawiać się jak najczęściej.
Skorpion był też ostatecznym testem zimowych spodni do biegania firmy Dobsom, które dostałem od sklepu Natural Born Runners. Szczegółowa recenzja już za kilka dni na blogu, stay tuned!
=== === ===
Wyniki (nieoficjalne) mistrzostw Polski w PMNO na 50 km:
Mężczyźni:
1. Jan Lenczowski
2. Marcin Krasuski
3. Sebastian Reczek
4. Paweł Pakuła
5. Wojciech Wanat
Kobiety:
1. Katarzyna Panejko
2. Urszula Trykozko
3. Anna Hołdakowska
4. Agnieszka Niewczas
5. Anna Skompska
=== === ===
Stats&hints XII Ekstremalna Impreza na Orientację Skorpion 2013
Wynik: czas 10:14 (+0:25 kary za punkt stowarzyszony); 10/75 miejsce w mistrzostwach Polski w PMNO na 50 km w klasyfikacji mężczyzn; 11/85 w klasyfikacji open
Warunki pogodowe: -3 stopnie, pochmurnie, chwilami delikatne opady śniegu, w terenie kilkanaście cm zmrożonego śniegu
Sprzęt/ubranie: buty Adidas Kanadia TR4 + stuptuty; plecak do biegania Quechua Trail 10 Team; spodnie Dobsom
koszulka termo z długim rękawem + techniczna z krótkim + kurtka Tschibo;; Garmin FR305 (po 8h bateria padła:/); kompas Silva Ranger; czołówka Petzl Tikka Plus 2
Jedzenie/picie: 2 żele (1 został) + 3 batony + bułka z kiełbasą i serem; 2 l napoju w bukłaku + 2 herbaty na punktach z ogniskami.
Z tym myleniem wschodu z zachodem to jakieś fatum Skorpiona i tamtych rejonów jest - na moim pierwszym Starcie w tamtych stronach taka pomyłka kosztowała mnie 3km torowania po pas w mokrym śniegu. Jak połapałem się co i jak, to pacnąłem na plecy i leżałem kilka minut, zanim zebrałem się na powrót.
OdpowiedzUsuńA dziesiąte miejsce na MP to i tak piękny wynik - więc nie ma co żałować, tylko trzeba otwierać szampana :)
Po powrocie do domu otworzyłem małe Noteckie - tak symbolicznie;)
UsuńKurcze, te biegi na orientację są o wiele ciekawsze niż zwykłe bieganie :) Ja brałam tylko raz udział i to w takim nieformalnym bo na biwaku biegowym, ale bardzo mi się to podoba. Gratulacje dla Ciebie za wynik i walkę mimo "wtop" o ktorych piszesz :)
OdpowiedzUsuńOch, zdecydowanie! Zwiedza się kraj (Polska jest naprawdę piękna!), spotyka przyrodę (kolega trafił kiedyś na rysia!) i hartuje głowę, bo sytuacja, w której jesteś sam w nocy w lesie, zgubisz się, a nogi ciążą, bo zrobiły już 50 km w 8 czy 9 godzin jest naprawdę mocna. I maratońska "ściana" to przy tym pikuś;)
OdpowiedzUsuńSą imprezy na orientację na różnych dystansach i poziomach trudności, polecam kiedyś się pobawić:)
Gratuluję Marcin, widzę, że łydkę wypasłeś i masz coraz mocniejszą. Wspomniał bym, że powinieneś poćwiczyć nawigację ale będzie to "przyganianie przez kocioł garnkowi" więc zamilczę :) P.s. odnośnie tego błędu z numeracją Skorpiona: siedzę sobie w domu, leży koło mnie stary numer startowy ze Śnieżnych Konwalii. Minęło już ho, ho od zawodów a ja tak w końcu patrzę, patrzę i czytam: "Nietążkowo 2012". Ma się ten refleks!
OdpowiedzUsuńStarałem się być skoncentrowany, bo pamiętałem stowarzysze z ubiegłorocznego Skorpiona, ale nic mnie to nie ustrzegło przez brakiem myślenia;) No nic, ćwiczyć nawigację i koncentrację trzeba cały czas, za rok będzie jeszcze lepiej!
UsuńCzęsto popełnia się błąd kiedy chce się za szybko, to chyba ten casus, bo już prawie czułeś metę, ścigałeś się z przeciwnikiem, więc zacząłeś biec szybciej niż nawigujesz.
OdpowiedzUsuńTrenuj dalej i niebawem pewnie zaczniesz pojawiać się na pudle.
Pozdrawiam,
Janek
Mam podobnie z tą frustracją po Skorpionie;) Z PK 10 akurat nie miałem przygód, ale wcześniej dołożyłem sobie ładnych parę kilometrów, przez dwa, najdelikatniej rzecz ujmując, nie optymalne przeloty:( Impreza faktycznie na 5 z plusem, ale biegając po tym zmrożonym śniegu zatęskniłem za wiosennymi startami. To co z tego, że będą bagna, pokrzywy i komary ;)
OdpowiedzUsuńChyba jest tak jak pisze Janek powyżej - na naszym poziomie czasem szybciej biegniemy niż nawigujemy i tak to się kończy.. przy PK12 leciałem bo była fajna przebieżność i miałem siły. A pomiędzy PK9 i PK10 próbowałem uciec Tobie;) Skończyło się jak się skończyło.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę i... ja to chyba jednak wolę śnieg niż komary i pokrzywy;) Właśnie wróciłem z Lasu Kabackiego - 2 cm lekkiego śniegu leży na każdej jednej gałęzi każdego drzewa, jest powalająco pięknie!!
Ciekawsze niż zwykłe bieganie to to jest na pewno, ale jakie trudne! W ogóle maraton przy tym wydaje się lekką przebieżką. Gratuluję fajnego wyniku.
OdpowiedzUsuńAle za to z trudności wynika niesamowita satysfakcja:) Nieporównywalna z żadnym doznaniem podczas biegów ulicznych!
UsuńGratulacje, fajny opis i impreza chociaż ja wolę o niej poczytać niż na mrozie biegać przełaje po lasach :) w sumie za harcerskich czasów to nawet dwudniowe takie rajdy się robiło ale nie w zimę! :)
OdpowiedzUsuńMiejscem nie masz się co przejmować - moim zdaniem poszło ci bardzo dobrze a te straty nawigacyjne to każdy przecież ma..
Oj Leszek, bo na takie imprezy to się nie zabiera słoni i katapult ;-)
OdpowiedzUsuńjeszcze cię nawrócimy
pozdrawiam
KM