BIEC DALEJ I WYŻEJ, czyli to i tamto o bieganiu, triathlonie, górach i samym sobie

środa, 9 października 2013

Biegnij Warszawo 2013 było w moim wydaniu chyba najgorszym biegiem ever. Lista błędów z przygotowań i samego dnia startu sięga stąd na Księżyc, a czas na 10 km gorszy o 2 min. od życiówki, którą chciałem poprawić o kilkadziesiąt sekund, był tylko naturalną ich konsekwencją. A mimo tego od niedzieli chodzę dumny jak paw, bo dawno żaden bieg nie sprawił mi tyle radości i nie przyniósł tyle satysfakcji. Jak to?

A tak to, że w tegorocznym Biegnij Warszawo mój start był mało ważny, bo wystartowały w nim także doskonale Wam już znana NKŚ (fanfary) oraz nasza bliska kumpela D. Ich przygoda z bieganiem trwa dłużej z większymi przerwami (NKŚ) lub krócej bez przerw (D), ale tej jesieni rozwija się niesamowicie. Dziewczyny zaczynały od marszobiegów wg rozpiski Trenera Tygrysa z portalu TreningBiegacza.pl i z żelazną konsekwencją (no, przynajmniej tak w miarę) zwiększały proporcję pomiędzy biegiem a marszem, klepiąc w tym roku po prawie 200 km.

Truchtingowałem z nimi, zdarzyło nam się nagiąć schemat treningowy, bo chciałem im udowodnić, że dadzą radę pokonać 10 km i oczywiście dały radę. Na ostateczny test czas przyszedł 6 października 2013 r. Pożegnaliśmy się przed startem, bo wolały pobiec same niż ze mną i poszły konie po betonie. Mój Dream Team dotarł do mety nawet nieco szybciej niż oczekiwałem, po 1:04 od przekroczenia linii startu. Dzięki mądrej taktyce (nie ma jak pożyczony Garmin na ręku;)) dziewczyny przeszły do marszu tylko raz, przy punkcie z wodą) i przyśpieszyły w drugiej połowie dystansu.

A ja... widząc je wbiegające na metę (no dobra, zauważyłem tylko jedną, druga pędziła tak, że jej nie dostrzegłem;)) wzruszyłem się bardziej niż przy jakimkolwiek swoim starcie. Najważniejszy były ich uśmiechy od ucha do ucha na mecie i duma z siebie, przy której i moja radość rosła jak na drożdżach.

Dawno już chciałem napisać, że to co sprawia mi największą radość w bieganiu to wcale nie życiówki, dystanse i własne „osiągnięcia”, ale wciąganie w nałóg najbliższych. Gdy D po którymś truchtingu wyznała mi, że jak kilka dni nie pobiega, to ją cholera strzela, byłem w siódmym niebie, a każde spojrzenie na medale NKŚ (już dwa!) sprawia, że uśmiecham się pod nosem. Znajomych, którzy biegają, mam coraz więcej i bardzo mi się to podoba:)

A moje Biegnij Warszawo? Wydawało się, że powinienem poprawić 39:51 z Biegu Powstania Warszawskiego, bo przecież tam było gorąco, dwa podbiegi itd itp. Zacząłem tak, jakbym chciał zrobić życiówkę nad życiówkami. Wg Garmina pierwsze trzy kilometry to 4:03, 3:56 i 3:59 – początek dobry na łamanie 39, a nie 40 minut. Potem nastąpił kilometrowy podbieg ulicami Spacerową i Goworka i pierwszy raz w historii podczas wbiegu na Skarpę Warszawską byłem wyprzedzany, a nie wyprzedzałem. Tętno doszło do 183-184 i na kolejnych kilometrach nie mogłem go zbić, mimo zwolnienia do 4:15 (6. i 7. km).

Układ trawienny wariował, a gdy próbowałem przyśpieszać, natychmiast pojawiał się odruch wymiotny (?!) i wolałem zwolnić. Na miękkich nogach poleciałem ostatni kilometr w 3:45 (z górki – rok temu biegłem tu w podobnym tempie na całkowitym luzie!) i mimo zachęt ze strony kolegi triathlonisty, który rozpoznał mnie po opasce na numer, powstrzymałem się od tradycyjnego finiszu. Za metą z nieznanych przyczyn odbiło mi się rybą.

Pomysł na BW był taki, by robić sobie zdjęcia ze znajomymi, poszło nieźle:)

Okazuje się, że po ponaddwutygodniowym odpoczynku i raptem dwóch dobrych treningach nie da się dobrze pobiec 10 km. Gdy dodać do tego zapuszczenie się w codziennej gimnastyce i ćwiczeniach siłowych, brak basenu i roweru, nadmiar piwka oraz niezdrowe odżywianie, to mamy prosty przepis na to, jak nie biegać życiówek. A listę moich błędów dopełnia niedzielne śniadanie, które było prawdopodobną przyczyną problemów żołądkowych. Zamiast tradycyjnej białej bułki z dżemem, zjadłem ciemną bułę z wędliną i chrzanowym serkiem kanapkowym. NIE RÓBCIE TEGO W DOMU!;)

Za półtora tygodnia Półmaraton Kampinoski, marzyło mi się pobiec go w tempie 4:10-4:12. Z oficjalnego wyniku BW wynika, że moje średnie tempo w tych zawodach wyniosło 4:11. Jak znalazł;)

A wiecie, że Półmaraton Kampinoski nie będzie dla mnie najważniejszym wydarzeniem biegowym tamtego weekendu? Dzień później w Parku Skaryszewskim będzie Praska Dycha i członkinie Dream Teamu będą tam atakować swoją życiówkę:)

6 komentarzy :

  1. Jeszcze raz: ogromne gratulacje dla obydwu zawodniczek! Pięknie zadebiutowały i życzę im zawsze uśmiechu na mecie :) PS. Już pisałam o wędlinie i serku przed biegiem, to się nie będę znęcać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tja, to co sprawdza mi się przed ultra zupełnie nie ma prawa bytu przed wyścigiem na 10km, gdzie średnie tętno wynosi 93% HRmax;)

      Usuń
  2. Przepis ma anty-BPS idealny ;)
    Swoją drogą, jak ja się cieszę, że mój żołądek toleruje wszystko co w niego wrzucę, a dwie godziny po posiłku nie zauważa, że coś jadł ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia! Kciukasy trzymam za cały Dream Team!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. gratuluję Tobie i ,,podopiecznym" ! Ja debiut jeśli będę miała to Poznań albo Gdańsk... zobaczymy ;))

    OdpowiedzUsuń