BIEC DALEJ I WYŻEJ, czyli to i tamto o bieganiu, triathlonie, górach i samym sobie

niedziela, 30 września 2012

Na liczniku mam 23 km, czuję się bardzo dobrze i mam kilka sekund zapasu w stosunku do wymarzonego 3:30. I w tym momencie czuję, że… próbuje się do mnie dodzwonić Andrzej. W lekkiej panice rozglądam się za budką telefoniczną i w końcu jest – jakieś 200 metrów przede mną. Tracę w niej dobre 2,5-3 minuty i opuszczam z mocnym bólem brzucha, który dokucza mi przez kolejną godzinę. Kalkuluję, że jeśli do mety utrzymam tempo w okolicach 4:46-4:48 to mam jeszcze szansę na 3:30. Pary starcza jednak tylko na nieco ponad tysiąc metrów, potem zaczyna się Park Natoliński, ból nie mija i tam wiem już, że przegrałem. Że postawionego sobie celu nie zrealizuję. Tu zawiodła po prostu głowa.

Ale już początek 34. Maratonu Warszawskiego nie był prosty. Chwilę przed startem poprawiałem sobie buta i zasupełkowało się sznurowadło. Pacemakerzy z balonikami 3:30 oddalili się na jakieś 100 metrów i musiałem nadganiać, udało się po 3 km. Po 7 km poczułem potrzebę podlania drzewka i znów musiałem gonić baloniki. Udało się na 12 km. Oj, nie było lekko;)

Jednym z pace’ów był znany mi z PMNO Paweł Pakuła, ultra maratończyk wymiatacz. Prowadzenie było bardzo dobre, nieporównywalnie lepsze do tego z Łodzi. Z grupką utrzymałem się przez kolejne 11 km, biegło się całkiem dobrze, piłem na każdym punkcie, podgryzałem banany i wydawało się, że mimo początkowych komplikacji będzie sukces. Po drodze zauważyłem Piotrka Kwitowskiego, z którym ścigałem się m.in. na połówce i Izerskiej Wielkiej Wyrypie, taki mój stały rywal;) Uciekł mi na 18 km, ale jak się potem okazało, na mecie byłem jednak pierwszy. Na Wilanowskiej miga mi z kolei Maciek Petza, kolejny znajomy z Izerskiej. Sami swoi!:)

Potworny kryzys, ale na widok znajomych kibiców każdy dostałby powera!

I w tych pięknych okolicznościach przyrody nastąpił żołądkowy atak. Końcówka Przyczółkowskiej i Park Natoliński to mordęga. Na siłach trzymała mnie tylko myśl, że na Natolinie i Ursynowie czekają moi fantastyczni kibice i dostanę żele energetyczne. Postanawiam wmusić je w siebie, mimo że nawet łyk wody potwornie mi się odbijał. Na 29. km pojawia się ból śródstopia, muszę na chwilę zwolnić i w efekcie kilometr wychodzi w 5:44. Przyspieszam, ale nie jest lekko, każde sto metrów jest cholernie trudne, ale udaje mi się w miarę trzymać tempo. Kalkuluję, że jeśli dam radę tak do końca to będzie życiówka. Przy fladze „40 km” jeszcze dorzucam od pieca, bo widzę, że jest spora szansa na złamanie 3:37.

Tuż przed stadionem doganiam Benka. Biegnę szybciej, ale stwierdzam, że fajnie na linię mety wbiec z kumplem i ostatnie 300 metrów pokonujemy razem. Wpadamy na stadion, który z tej perspektywy prezentuje się wprost cudownie. Na ostatnich metrach unoszę ręce w górę, udało się! Czas brutto 03:38:08, netto 3:36:36.

Finisz na Stadionie Narodowym

Na mecie butelka izotonika i wody, folia na plecy i spacer wewnątrz korony. Niestety, ogromna kolejka do masaży skutecznie mnie do nich zniechęciła. Na półmaratonie nie było takiego problemu, tym razem chyba przygotowano za mało stanowisk – za to dla organizatorów mały minus. Drugi za Park Natoliński. Jasne, że to ładna okolica, ale nawierzchnia jest tam fatalna i z tego co czytam na forum, parę osób doznało przez to kontuzji.

Ale te dwa minusy nie zmieniają faktu, że 34. Maraton Warszawski był imprezą kapitalną. Tłumy kibiców na Ursynowie (nie spodziewałem się aż tylu osób!), piękna pogoda, rekordowa liczba uczestników i finisz na Stadionie Narodowym. Zacnie było, takie imprezy wspomina się latami! Wystartowało 6913 osób, na metę wbiegłem jako 1140. Ciekawe, jak wygląda klasyfikacja wg czasów netto, mam nadzieję, że na dniach taką poznamy:)

Za dwa tygodnie Poznań, muszę się zregenerować i przemyśleć, jakie błędy w diecie popełniłem. Tam też szykuje się świetna ekipa kibiców, nie można ich zawieść!:)

13 komentarzy :

  1. W Poznaniu już wszystko zagra :) Bylebyś zdążył się zregenerować, bo to mało czasu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuba, też na to liczę:) Nogi czują mi się dużo lepiej niż rok temu i po Łodzi, normalnie chodzę, ot, czuję zmęczenie ścięgien i mięśni, ale bez przesady. Muszę się tylko pozbyć paskudnego przeziębienia, które złapało mnie w sobotę i wczoraj się zaprawiłem.

      Usuń
  2. Ja też miałam kryzys w Parku Natolińskim - to nie wina nawierzchni, tak wyszło po prostu. Może tam i ładnie, nie byłam w stanie zwrócić na to uwagi.
    Gratuluję życiówki, czas - niesamowity!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, na razie co maraton to się poprawiam, wprawdzie tym razem nie o prawie pół godz., a jedynie o 2 minuty, ale zawsze coś:) Mam nadzieję, że aktualna życiówka przetrwa tylko dwa tygodnie!

      Usuń
  3. Gratki Krasus! Świetny czas miałeś - mimo tylu problemów na trasie! Ja nie wiem jak to możliwe że się nie spotkaliśmy? Biegłem obok balonika na 3:30 na początku ale potem troszkę przyspieszyłem i grupka wchłonęła mnie dopiero na 33km a potem musiałeś mnie wyprzedzić bo miałem 3:39 z groszami... U mnie po prostu zaczęły się skurcze i nie mogłem przyspieszyć - od 33km do 39km straciłem z 8 minut chyba, dołuje mnie to - najdłuższe treningi robiłem po 32km i dokładnie tyle wytrzymałem w tempie na 3:30, nie wiem jak to poprawić, muszę pomyśleć...
    To powodzenia w Poznaniu, ja chyba dopiero na wiosnę będę miał szansę na życiówkę w maratonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, ja biegłem jakieś 5-10 metrów za balonikiem i rozglądałem się za Tobą od samego startu, nie wiem czemu nie zdołałem Cię zlokalizować.. Przed startem stałem przy samym baloniku, bo rozmawiałem z Pawłem, potem zająłem się supłem od buta i musiałem gonić;) Ja miałem jeden trening 30 km tylko, więc i tak nie mam co narzekać:) Pewnie minąłem Cię jakoś na 37-39 km, ale byłem już tak zmęczony, że nic dziwnego, że Cię nie poznałem..

      Usuń
  4. Gratulacje :) szczególnie za wynik przy bólu brzucha i stopy. Nie przebiegłam nigdy maratonu, ale co relacja to widzę opis walki - naprawdę respekt dla wszystkich którzy podejmują to wyzwanie i napierają do końca chociaż ciało im w tym skutecznie przeszkadza! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie jest walka. Niebywała. Miałem w głowie kryzys na 25-26 km, ale wiedziałem, że muszę dreptać dalej, a potem jeszcze siły się znalazły na przyspieszenie:)

      Usuń
  5. Gratuluję siły woli. Faktycznie Natolin to była lipa, wąsko i nierówno. Ja tam ostro dostałem w kość. Powodzenia w Poznaniu!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przede wszystkim to gratulacje! A poza tym, to jak widzę dołożyłeś mi ładne kilkanaście minut. Chyba nie powinien biec na początku z grupą na 3.30, bo przypłaciłem to znaczącym spadkiem woli napierania w drugiej połowie dystansu. Trochę bałbym się kolejnego maratonu po 2 tygodniach, ale po trzech biegnę Maraton Kampinoski.
    Do zobaczenia pewnie na GEZNO albo Funexie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Funex już się zapisałem, potem chcę uderzyć na Nocną Masakrę:)

      Usuń
  7. Brawo ale masz mało czasu na regeneracje, myślę że w Poznaniu będzie lepiej bo fajna trasa jest, Tobie jak i innym biegnącym będę dopingował jako kibic :) powodzenia

    OdpowiedzUsuń