BIEC DALEJ I WYŻEJ, czyli to i tamto o bieganiu, triathlonie, górach i samym sobie

czwartek, 18 września 2014

Borówno poszło jak się patrzy, a po nim... pustka. Miałem coś takiego po Rotterdamie – misja wykonana, cel osiągnięty, poziom satysfakcji kosmiczny i... co dalej? Pustka, którą potrzebuję wypełnić. Kilka dni odpoczynku po ostatnim triathlonie i już miałem wyznaczone dwa cele: mistrzostwa Polski w pieszych maratonach na orientację na dystansie 50 km, a trzy tygodnie później Półmaraton Kampinoski. O ile w ramach przygotowań d PMnO powinienem głównie popracować nad koncentracją i likwidacją durnych błędów nawigacyjnych, które zwykle popełniam (biegowo wystarczą weekendowe długie wybiegania), to na Kampinos zapragnąłem mieć swój drugi w życiu plan treningowy! O, taki będę! Oczywiście, podobnie jak w przypadku przygotowań do Rotterdamu nie ma mowy o rozpisanym na minuty, godziny i kilometry planie, tym razem nawet nie zanotowałem wskazówek w Excelu, po prostu mam to w głowie.

Czasu jest niewiele, więc zrealizowany zimą plan skompensowałem do sześciu tygodni. Na początek kilka spokojnych treningów, by to czy tamto wzmocnić i wejść na obroty. Potem tempa progowe, interwały, podbiegi, biegi ciągłe, piramidki, no i tempówki, bo to wg mnie jeden z kluczy do sukcesu. Półmaraton Kampinoski odbędzie się w terenie, więc postaram się kilka treningów tempowych zrobić w lesie i butach terenowych. Stawiam na sprawdzone w moim przypadku zróżnicowanie treningów i słuchanie własnego organizmu. W gratisie #schodingpĄpkins, powrót na treningi funkcjonalne, a przede wszystkim to, czego zabrakło mi w wakacje: regularność. Chcę biegać 3-4 razy w tygodniu z kilometrażem na poziomie nie większym niż 50-60 km. Uważam, że w moim przypadku nie ma potrzeby biegać więcej.

Minęło półtora tygodnia od początku przygotowań i jest bosko! Czuję, że żyję. Noga podaje coraz lepiej, porównuję treningi do tych sprzed pół roku i choć wciąż widać trochę zaległości, to w oczach wręcz robię postępy. Przede wszystkim jednak, sam ze sobą doskonale czuję się w takim „reżimie treningowym”. W sobotę lub niedzielę rozpisuję sobie ogólny plan treningów na dany tydzień, a potem go realizuję, tu czy tam czyniąc zmianę lub wyjątek. Bo nie byłbym sobą gdybym czegoś nie podmienił lub nie przesunął. Ale odpuszczania nie ma. Przyzwyczajam się do przebywania poza strefą komfortu, to tam znajduje się budulec do życiowej formy. A cudzysłów przy reżimie treningowym nie jest od parady, bo w porównaniu do większości biegających kolegów i koleżanek to nadal biegam od Sasa do Lasa i bez większego porządku. Ten rok pokazał jednak, że w tym szaleństwie jest metoda, w moim przypadku działa.

Co ma mi ten plan dać? Chciałbym pobiec Półmaraton Kampinoski w okolicach 1:25. To o 2 min. gorzej od półmaratońskiej życiówki z Warszawy, ale Kampinos to bez porównania trudniejsza trasa. Przede wszystkim nie ma ludzi i prawdopodobnie większość dystansu przebiegnę sam. Będę musiał więc sam dyktować tempo, nie będzie motywatorów w postaci wyprzedzania rywali itd. No i teren: jest tam kilka niezłych podbiegów, bywają wąskie leśne ścieżki czy sypkie podłoże. Liczę, że dobrze przepracowany miesiąc pozwoli mi wrócić do formy z wiosny, a ona powinna wystarczyć na 1:25. Dwa lata temu wynik ten dałoby mi drugie miejsce, rok temu – trzecie. Nie ukrywam, że fajnie byłoby zająć dobrą lokatę:) Wciąż mam lekki wkurw na siebie za Monte Kazurę, w której pudło w klasyfikacji generalnej straciłem na ostatnim podbiegu, może 200, a może 150 metrów przed metą...


19 komentarzy :

  1. Ty to jednak z innej bajki jesteś ;-) Ale za to Cię właśnie podziwiam :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bartek, wszyscy jesteśmy w tej samej bajce - kochamy to co robimy!;)

      Usuń
  2. Podoba mi się taki plan w ramach którego możesz mieć przyjemność z biegania, a jednocześnie nadawać pokonywanym w jej ramach kilometrom jakość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz przecież, że właśnie przyjemność/satysfakcja i inne tego rodzaju emocje/uczucia są sednem naszego uprawiania sportu. Profitów z tego nie będzie (choć kabanosy z Poznania nadal mam, a mopa używałem choćby jak mi ostatnio Kargol zalał podłogę Pepsi;)), więc realizujemy się pod takim kątem:)

      Usuń
    2. Masz jeszcze te kabany? Chyba nie położyłeś ich na półce z pucharami, co? ;))))

      Usuń
    3. No mam, pewnie, że mam! Nie da się torby kabanosów zjeść w tydzień, więc większość zamroziłem i sobie po opakowaniu co tydzień rozmrażam:))) Na honorowym miejscu stoi statuetka :D

      Usuń
  3. Wszystko co Cię nie wypali, wzmocni! Najważniejsze, że moc jest. Powodzenia w wykonywaniu planu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do wypalenia mi, póki co, daleko i oby tak dalej!:)

      Usuń
    2. Nie śmiałam insynuować, jakby co! Takie tam "złote" myśli dzisiaj uprawiam w komentarzach. ;) Oby tak dalej!

      Usuń
    3. No wiesz, insynuacja insynuacją, ale wypalenie jest realnym zagrożeniem dla każdego, mnie np. dopadło przy poprzednim sporcie, który uprawiałem (piłka nożna), więc kto wie, co będzie za kilka lat.. ;)

      Usuń
    4. Raczej nie grozi Ci w tym wypadku, bo pomysłowy z Ciebie gość. Jak nie asfalt to lasy, jak nie lasy to akweny, Pimpuś, garnki mocy, kibice. Nie martwię się o motywację i dostawę gazu w przypadku Krasusa. :) Chyba grając w nogę, można się szybciej wypalić mimo wszystko.

      Usuń
    5. Twoja wiara we mnie jest fantastyczna, dziękuję:) Faktem jest, że tutaj bodźców jest bardzo dużo, a poza tymi czysto sportowymi są właśnie różne rzeczy jakie robimy wokół tego w ramach Smashing Pąpkins, do tego blog itd. Dzieje się... :)))

      Usuń
  4. Najwyższy czas przełamać wewnętrzne opory i założyć konto na twarzoksiążce bo się cholerka dopisać nie można :)
    A tak bajdełej to fajnie by było może obiegać różne lasy i trasy? Np. ja zapraszam do Zielonki. Jest tu niezliczona ilość fantastycznych tras o różnej długości i umiarkowanym stopniu trudności. Po drodze można zaliczyć "drogę czołgową" (bo ścieżki biegną przez wojskowy poligon) lub jak ktoś woli wariant historyczny zwiedzić Cmentarz Bohaterów Bitwy Warszawskiej 1920r. Zimą murowane spotkanie ze zwierzyną. Mój rekord z jednego 2h wybiegania to 4 łosie, 12 saren i 1 dzik :)
    pozdrawiam, rob

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam Zielonki, ale jak spojrzałem na mapę, to jest mega - głównie las, w to mi graj! Jesienna wyprawa na jakieś długie wybieganie do Zielonki - w sumie, czemu nie..:) Powstała inicjatywa regularnego grupowego biegania w Lesie Kabackim (bo mam blisko), ale wyjazdowe występy kiedyś - WHY NOT!:) Jesteśmy w kontakcie!

      Usuń
    2. otóż to :) a na terenie są też fantastyczne glinianki na których czasem są rozgrywane zawody TRI
      Więc tym bardziej zapraszam

      Usuń
    3. I'm in! Przez kilka tygodni mam teraz weekendowe lub startowe wyjazdy, ale mam nadzieję, że za którymś razem się uda:)

      Usuń
  5. Ale żeś Pan trudnych słów naużywał! Te wszystkie: "tempa progowe, interwały, podbiegi, biegi ciągłe, piramidki, no i tempówki" to jakieś magiczne rytuały są? No ale skoro pomagają, to może trzeba w słowniku posprawdzać i do swojego treningu coś tam wybrać. Może moje piątki się za nowe towarzystwo nie obrażą? Powodzenia w tym Kampinosie! A co do PMnO, to braku kamieniołomów życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z brakiem ludzi - samemu jest nudniej

    OdpowiedzUsuń
  7. Podziwiam Pana! Długodystansowe bieganie to na prawdę ciężki sport. Ja dopiero zaczynam przygotowania do biegania, jak na razie robię ćwiczenia rozciągające:) Jeszcze tylko muszę znaleźć w sobie silną motywację i zacznę bieganie.

    OdpowiedzUsuń