Jest źle
Rozpoczynam czwartkowy trening – bieg z pracy na Kabaty. Około 15 km w narastającym tempie, z ostatnią piątką po ok. 4:16 (tempo maratońskie na Rotterdam). Ruszam od 5:30 z planem, że co 2 km będę przyśpieszał o kilkanaście sekund. Ale organizm się buntuje. Już przy 5:00-5:15 sapię i ledwie zipię, noga nie chce podawać. Nie mam pojęcia co się dzieje, ale bieg w tempie spokojnym sprawia mi cholerną trudność. Przyśpieszam dalej i jest coraz trudniej. Nie mogę złapać rytmu ani utrzymać równego tempa. Frustruję się i wkurzam sam na siebie. Chcę przebiec maraton po 4:16, a nie potrafię sobie poradzić z 4:45 dzisiaj. Analizuję już przyczyny swojej kwietniowej porażki (na trzy miesiące przed startem – dobre sobie, co?), marudzę, klnę na całe to bieganie, ale... zgodnie z założeniami cały czas przyśpieszam.
Od ul. Pileckiego wbiegam na Ursynów i wchodzę na docelowe tempo 4:16. Z każdą minutą biegnie mi się lepiej. Łapię rytm, nawet lód na chodnikach nie przeszkadza. Płuca pracują pełną parą, serce pompuje jak szalone (ale nie wiem jak szybko, bo leczę rany po durnej garminowej opasce:/), a łydka podaje jak w trakcie dobrych zawodów. Chyba udało mi się ten wkurw przekuć w moc. Planowane 5 km mija rach-ciach i z lekkim rozczarowaniem rejestruję dotarcie na miejsce. Gdyby nie fakt, że już jestem spóźniony na spotkanie, chętnie pokręciłbym się jeszcze i dociągnął kilka kolejnych kilometrów.
Jest źle
Kończę bieg i... uświadamiam sobie, że boli mnie ścięgno Achillesa. Że właściwie od początku bolało, ale najpierw nie zwracałem na to uwagi, a jak ból się rozwinął, to na adrenalinowo-endorfinowym haju, po prostu wyparłem go z głowy. Teraz daje o sobie znać ze zdwojoną siłą. Roztruchtuję mięśnie przez pół godziny wolniuteńkiego biegania z Dream Teamem, ale noga nadal boli. Rozciąganie wcale nie poprawia sytuacji. W piątek okłady z mrożonego groszku trochę pomagają, jednak dla bezpieczeństwa, sobotnie podbiegi zamieniam na basen, na którym pływam na samych rękach. Ból powoli ustępuje.
Jest dobrze
Dalej chłodzę, masuję, głaskam, chucham i dmucham. W efekcie, w niedzielę rano nie boli praktycznie w ogóle, ale dla bezpieczeństwa zamiast biegu długiego robię spokojną 15-tkę i odpoczywam dalej. W poniedziałek bólu nie ma już w ogóle. Na treningu funkcjonalnym prowadzonym przez ObozyPomkowe.pl z dumą robię kilka pĄpek na jednej ręce w koszulce Smashing Pąpkins. Nie zdradzę nazwisk, ale jeden z Pompkowiczów mówi: chcę taką koszulkę!;) A potem dajemy z siebie wszystko aż do mroczków w oczach na cross-fitowych zawodach.
Świat jest piękny, a biegacze szczęśliwi!:)
Myślę, że te okłady z groszku były tutaj kluczowe ;)
OdpowiedzUsuńMyślę że wiecej pąpkowiczów by chciała taką koszulkę:)
OdpowiedzUsuńPomyślimy, pomyślimy...!:)
UsuńCierpienia młodego Werte...... tfu...... Krasusa ;-)
OdpowiedzUsuńA okłady to polecam z młodej kobiety. Czy pomoże to nie wiem ale spróbować warto :D
Żonę mam wciąż piękną i młodą:))
UsuńI tu jest właśnie haczyk...... ciało musi być obce ;-)
UsuńMnie po niedzielnym wybieganiu ścięgno achillesa zaczęło pobolewać, ale u mnie myślę, że to kwestia śniegu i mrozu, więc ja swoje otaczam ciepłem i troską ;) Twoje wahania, poważna sprawa, ja bym zbadała na Twoim miejscu poziom hormonów :P hehe (żart ofkors)
OdpowiedzUsuńKażdy ma czasem gorsze chwile, nie jesteśmy maszynami, tylko ludźmi ;) I na podstawie takich chwil nie wolno nam analizować żadnych porażek, zwłaszcza takich, których nie ma i nie będzie! :)
OdpowiedzUsuńTja, sam się z tego śmiałem potem;)
UsuńNo wiadomo że czasem idzie jak po grudzie a czasem jak po maśle :) Kazdy tak ma chyba. Grunt że na końcu było dobrze :) Gratuluję pąpek na 1 ręce a co do smashing Pąpkins to chyba będzie zapotrzebowanie na takie koszulki :) A będziesz w Falenicy?
OdpowiedzUsuńBędę:)
UsuńEch popraw Krasus to że z komórki nie da się komentarzy wysyłać, bardzo nad tym ubolewam :) Chciałem oficjalnie prosić o zaprzestanie tego marudzenia. Biegasz jak rakieta i jeszcze kręci nosem. Zobacz sobie na swojego bloga i endo jak to wyglądało rok temu i porównaj jak jest teraz - różnica jak z wynikami Nowej Iwicznej i Mysiadła czyli ogromna :D
OdpowiedzUsuńTo jedziemy pojutrze razem na Falenicę!
Ja tak wiesz, gdzieśtam marudzę, a potem sam się z tego śmieje - vide analiza przyczyn porażki w Rotterdamie;) Ale jakośtak ostatnio mnie te wahania dopadły. Raz w górę, a raz w dół.
UsuńLeszek ja 99% komentarzy wysyłam z komórki i zawsze się udaje. Jedyne co mnie drażni to że muszę udowadniać że nie jestem automatem :-D
OdpowiedzUsuńHa! Czyli można;) Ja nie mam pojęcia jak by to naprawić, ja tam biegać umiem i pisać, a nie programować... ;)
Usuńpodziwiam, że po pracy jeszcze masz ochote na 15km biegu :) ja to mogę mieć taką ochotę..ale w weekend albo przed pracą :) Zdecydowanie gratuluje!
OdpowiedzUsuńWiesz co, to jest dla mnie dobre oderwanie. Stresy znikają natychmiast, a po tych godzinach za biurkiem aż się chce rozprostować nogi. Pierwszych kilka km to rozgrzewka ostrożna, a potem mogę docisnąć:)
Usuń