BIEC DALEJ I WYŻEJ, czyli to i tamto o bieganiu, triathlonie, górach i samym sobie

niedziela, 26 stycznia 2014

To był dobry tydzień! Wprawdzie w porównaniu do moich ulubionych terminatorów Kaśki, Bormana i Wybieganego, to jestem mały leszczyk, bo biegam niewiele – w tym tygodniu „zaledwie” 63 km. Mam jednak poczucie, że każdy krok zrobiony w tych dniach miał sens, a czasu starczyło mi jeszcze na inne przyjemności.

Zrobiłem cztery treningi: bieg ciągły w drugim zakresie, 1000-metrowe interwały, kros aktywny (start w Falenicy na 10 km – relacja za kilka dni) oraz dłuuugi kros pasywny – niedzielne 150 minut po mocno zaśnieżonym Lesie Kabackim. Każdy z tych treningów (start w Falenicy to wyścig o priorytecie C, więc traktuję go jako dobry trening) miał jakiś cel i cel ten został zrealizowany. Taki właśnie ma być mój plan treningowy, który przygotuje mnie do złamanie trójki w maratonie – biegać jak najmniej, biegać mądrze, oszczędzać siły i cieszyć się z efektów.

Zielone to bieganie, fioletowe – bieg na orientację

Dzisiejszym 2,5-godzinnym śnieżnym wybieganiem zakończyłem drugi etap przygotowań, przez wujka Danielsa zwanym „wstępną formą”. Efekt? Mam poczucie, że moje nogi przyzwyczaiły się do mocniejszego biegania. Po pierwszej Falenicy ledwie chodziłem przez dwa dni, teraz już w sobotę wieczorem było OK i miałem ochotę pobiegać. Powoli wchodzę na docelowe prędkości, bieg w tempie na maraton nie jest mi już obcy, a zaplanowane trzy-cztery treningi w tygodniu do optymalne obciążenie.

Przede mną najtrudniejszy okres przygotowań, w tabelkach Danielsa jest to sześć tygodni interwałów, biegów progowych i innych ciężkich treningów. Oczywiście u mnie będzie to mocno zmodyfikowane. W połowie lutego spędzę tydzień w Tatrach na obozie biegowym, za tydzień startuję w Śnieżnych Konwaliach na 50 km z mapą – do połowy lutego treningów z rozpiski będzie więc mniej, ale nie znaczy to, że będą to złe treningi.

Rozpoczynając realizację przygotowań do maratonu w Rotterdamie bałem się trochę, że takie cięższe i nieco bardziej zorganizowane bieganie odbierze mi przyjemność jaką dotąd z niego czerpałem. Ale tak się nie stało. Nadal umiem dostosować plan na dany tydzień do swoich prywatnych spraw, nastroju i stanu zdrowia, a treningi dają mi radość. Od początku przygotowań dwa razy wystartowałem w PMNO, trzeci i czwarty start wkrótce. Oby tak dalej:)



11 komentarzy :

  1. Ja wiem, czy leszcz? Które z nich jeszcze kręci i pływa w tygodniu choćby połowę tego co ty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod tym kątem nie zwróciłem uwagi, powinno więc byś uściślone: "biegowy leszcz" ;)

      Usuń
  2. 'w tym tygodniu „zaledwie” 63 km' - Krasus, ja Cię proszę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toć wziąłem w cudzysłów, ja nigdy tak dużo nie biegałem jak teraz!;)

      Usuń
  3. Tak, to był dobry tydzień, a w nim niejeden dobry dzień. Czyli, jak mawiają Niemcy, "Guten Tag". A Rosjanie "Zdrastwujtie" ;-)
    Niemniej u mnie 65,8 km (pierwszy raz w tym roku aż tyle), zatem zgadzam się, że tydzień był dobry :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Krasus nie przesadzałabym! Może i 63 ale ciśniesz ładnie, a mi noga coś ostatnio nie kręci, więc nie zasługuję na miano terminatora :D Do tego ta Twoja wszechstronność, skąd to tyle energii brać?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewałem się takiego komplementu :-) Biegam, bo też chcę mieć podobnego pierniczka jak Ty

    OdpowiedzUsuń
  6. Krasus, proszę Cię, startujemy w tym samym maratonie, a ja przez ostatnie dwa tygodnie zrobiłam 17 km i doktoryzuję się ze środków przeciwkaszlowych ;) No i kto tu jest leszczem, kolego?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe czy się uda przy tak niskim kilometrażu - trzymam kciuki! W drugiej fazie to chyba jednak będzie więcej tych ka-em'ów, nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewiele więcej. Plan jest taki, by 80 km nie przekraczać.

      Usuń