Na wysokości Odyńca przebiegamy na drugą stronę Wołoskiej i zbliżamy się do Galerii Mokotów, ale nim do niej dobiegniemy mój „kolega” znika. Nie wiem, czy skręcił gdzieś w boczną uliczkę, czy może zwolnił, bo nie robił biegu ciągłego (gdy go doganiałem to truchtał, potem ruszył w moim tempie), ale wraz z nim znika moja motywacja i chęć do dalszego szybkiego biegu.
Trójka ma pęknąć w kwietniu, do tego czasu mam przebiec z 600 kilometrów, muszą to być mądrze przebiegnięte kilometry, bo inaczej skończy się na wycieczce krajoznawczej
Zbliżam się do przejścia dla pieszych przy GalMoku i mam nadzieję na czerwone światło. Wierzę, że chwila ulgi doda mi animuszu i dalej polecę zgodnie z planem. Czekając na zielone biegam w kółko, by nie odpoczywać za bardzo. Zielone, ruszam. Nic z tego. Mimo nakładek antypoślizgowych na butach, w kopnym śniegu przeokrutnie się męczę, kilometr robię w 4:24 i mam ochotę powiedzieć „pierdolę, nie robię!” i przejść do biegu spokojnego. Gdy właściwie myśl ta staje się pewnikiem przypominam sobie, że głupi ja przed wyjściem zadeklarowałem u Kasi, że zrobię tak szybki trening jak Ona. No nie mogę być przecież mięczakiem, nie?
Tłumaczę sobie, że tylko opuszczając strefę komfortu na dłużej jestem w stanie osiągnąć sukces. Że interwały nie wystarczą, że trzeba robić biegi ciągłe na wysokim obciążeniu. Poza tym tętno jest relatywnie niskie (ledwie przekracza 160 bpm!), więc co ja marudzę? Żeby biegać trzeba biegać – proste, nie? Maraton poniżej 3h to tempo 4:16 min/km, więc nie ma bata: trzeba takie tempo tłuc. Biegnę. Łykam kolejne kilometry, chwilami nawet odczuwam z tego biegu przyjemność. Acz nieodśnieżone chodniki wzdłuż Puławskiej sprawy nie ułatwiają, bo śnieg nie jest twardy udeptany, tylko często brejowaty i nierówny, co mocno utrudnia bieg. Ale walczę, chwilami nie obyło się bez głośnego „k... mać”, nakładki z metalowymi kolcami wgryzają się w śnieg (a na asfalcie zgrzytają i wkurzają jak diabli) i krok za krokiem zakładane tempo utrzymuję.
Mimo trudnych warunków na chodnikach całkiem udało mi się trzymać tempo
Choć każde przebiegnięte 100 metrów zbliża mnie do domu i końca treningu, to jednocześnie sprawia, że bardziej czuję zmęczenie ostatnich dni. Sobotnie 55 km w terenie i wczorajsze skatowanie się na poniedziałkowym cross ficie dają się we znaki coraz bardziej. Czuję, że uda będą bolały i to mocno. Że ścięgna są bliskie granicy wytrzymałości od śnieżnych nierówności, ale biegnę. Krok za krokiem, oddech za oddechem, mijam kolejne przecznice i summa summarum w tempie o ledwie kilka sekund wolniejszym od maratońskiego robię 14 kilometrów. Do poprawienia treningu Kasi zabrakło kilku sekund tu i kilku tam, ale nie narzekam, bo mam poczucie dobrze wypełnionego zadania. Te biegi ciągłe muszę wdrożyć na stałe, bo są dobrym treningiem nie tylko dla ciała, ale i dla psychiki.
W czwartek bieg spokojny, a potem tydzień, jakiego jeszcze w mojej „karierze” nie było...
PS: Tak, wiem, że zalegam relację z ostatniej Falenicy. Będzie, będzie. Tylko czasowo jestem ostatnio w takiej d..., że głowa mała:(
Jestem pod wrażeniem tej kolumny z tętnem - 134 średnio po przebiegnięciu truchtem kilometra! Świetnie ci idzie Krasus, oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńTakie tempo w kopnym śniegu - nie ma na Ciebie mocnych!
OdpowiedzUsuńSłowo "oby" to klucz.. :) Mówię sobie, że jak zniknie śnieg, jak zdejmę zimowe ubrania (które ważą!) i założę lekkie buty, to dopiero będę latał!!
OdpowiedzUsuńRelacja tempa do tętna mnie po prostu przeraża i zadziwia jednocześnie :)
OdpowiedzUsuńTo wszystko kwestia porównywania się. Ty patrzysz na moje i się dziwisz i przerażasz, ja patrzę na swoich niektórych kolegów, którzy w takim tempie biegają biegi spokojne i mi garb rośnie na plecach.. ;) Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia!
UsuńJakbym czytała o swoim wczorajszym treningu, tyle że już na szczęście bez nakładek. Umierałam praktycznie od pierwszego kilometra w WB2, a moje tętno ledwie co przekroczyło 160... Sączyłam przekleństwa, toczyłam dialog wewnętrzny, a i tak skróciłam o 1km... Usprawiedliwieniem dla mnie jedynie jest to, że tego samego dnia miałam trening na basenie. A wnioski po biegu mam dokładnie takie same jak Ty: WB2 trzeba robić, bo raz że idzie mi słabo, trzeba przyzwyczajać organizm do szybszego biegania na dystansie, a dwa, bo to dobry trening głowy - naprawdę trzeba ze sobą zawalczyć, aby tak długo i bez przerwy utrzymać szybkie tempo. Szybkie w moim przypadku 5:00-5:10. Twoje 4:20 robi ogrooomne wrażenie :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, czyli mieliśmy bardzo podobnie;) Ciśniemy, ciśniemy!
UsuńKażdy kilometr bólu na treningu, każda chwila cierpienia zbliża Ciebie do schrupania tego ciasteczka co jest na talerzu. Także ogień i do przodu :) Kibicuje Tobie na wiosnę, widząc Twoją dyspozycję balonik oczekiwań jest coraz bardziej pompowany - mam nadzieję, że presja jeszcze bardziej działa na Ciebie mobilizująco.
OdpowiedzUsuńBalonik jest cały czas taki sam: 2:59. Presja mi ani nie przeszkadza ani nie pomaga, wiem, że wszystko zależy tylko od ciężkiej pracy, jaką wykonam. Tak jak piszesz: ból i cierpienie zbliżają do sukcesu. Ale żeby nie było, treningi to też ogromna satysfakcja i radość, a nawet często przyjemność:)
UsuńPodobnie jak przedmówcy jestem pod mega wrażeniem - oj wycieczka krajoznawcza to to nie będzie w Rotterdamie. Ciśnij Krasus bo widać że moc coraz większa u Ciebie :) A tak w ogóle to lubię WB2 i tuż przed chorobą robiłam sobie własnie takie 3 x 3 km WB2 w kopnym, w lesie i mimo bluzgów, była w tym jakaś perwersyjna przyjemność z upodlenia się ;-)
OdpowiedzUsuńLubisz WB2? Szalona... :)
UsuńA żebyś wiedział :) Właśnie zrozumiałam że jestem trochę masochistką ;-)
UsuńZgadzam się, że to również świetny trening dla psychiki. To także jeden z najbardziej satysfakcjonujących środków treningowych, szkoda jedynie że ta satysfakcja pojawia się dopiero po zakończeniu treningu. Powiem CI Krasus, że ja biegi ciągłe robię już od ponad dwóch miesięcy i aktualnie kończę 10km by zacząć 2x6km (start dziś o 23, kto da później ;) by dojść do 14km i już tego nie przekraczać. Może swoją czternastkę robisz ciut za wcześnie? Stąd mogłeś mieć pewne trudności. Z ciągłym jest trochę kombinowania aby to dobrze wychodziło i nie bolało aż tak bardzo poza strefą komfortu :)
OdpowiedzUsuńTrudności wynikały raczej z warunków (śnieg skutecznie utrudnia) i zmęczenia (55km w sobotę robi swoje;)), ja chcę przed maratonem zrobić trening w którym w docelowym tempie przebiegnę 23-24 km.
OdpowiedzUsuńGdybym zrobił taki trening na pewno dałbym sobie nagrodę :) Tobie też polecam.
OdpowiedzUsuń