BIEC DALEJ I WYŻEJ, czyli to i tamto o bieganiu, triathlonie, górach i samym sobie
czwartek, 24 lipca 2014
Krasus
;
08:07
13
komentarze
Od prawie trzech tygodni napiernicza mnie to durne pasmo biodrowo-piszczelowe. Boli najmocniej rano, gdy schodzę te parę schodów z sypialni do łazienki. Boli jak wstanę od biurka w pracy i idę po wodę, boli jak wysiądę z samochodu. Wystarczy 10-15 min. spaceru i ból jest wyraźnie mniejszy. Pasmo pozwoliło mi bez bólu przebiec i wygrać Aquathlon, ale podczas powrotnego biegu spokojnego... napiżdżało jak się patrzy. Przy tempie 5:00 ból był nie do zniesienia, ale jak przyśpieszyłem poniżej 4:40 min/km... zniknął! Dziwne to. Nie przypominam się, byśmy umawiali się na zabawę „pojawiam się i znikam”, ale tak to wyglądało przez dwa-trzy tygodnie.
Wkurzam się, bo moje przygotowania do ataku na życiówkę podczas 1/2 IM w Borównie miały właśnie wejść w kluczowy moment, a tu kicha. O ile z jazdą rowerem nie jest źle (ból znika po kilku minutach, więc cisnę jakieś interwały, interwałki, minutówki i co tylko się da), pływam też coraz lepiej (choć wczorajszy trening pokazał jasno, że prędzej się zesr... do basenu niż ogarnę delfina...), to z bieganiem jest problem. Mówiąc wprost: nie biegam. No bo, kurczaki, jak określić stan, w którym tygodniowo robię 30 km? Co wydaje mi się, że jest lepiej, noga atakuje ze zdwojoną siłą.
Uprawianie sportu ma wiele wspólnego z inwestowaniem. Inwestujemy czas, wysiłek, pot, krew i łzy w to, by osiągać wyniki. Wczoraj doświadczyłem jeszcze inwestowania czegoś innego: bólu. Dostałem solidną porcję bólu w krótkim czasie licząc na to, że potem nie będzie go w ogóle. Po dwóch tygodniach samodzielnych prób, spasowałem. Po dwóch tygodniach rolowania, rozciągania, chłodzenia, smarowania i ćwiczenia, stan pasma się nie zmienił: boli. Postanowiłem w końcu pójść do Pana Magika, czyli oswojonego fizjoterapeuty.
„Teraz zaboli” powiedział wciskając mi kciuk w biodrową część pasma. I faktycznie, musiałem zagryźć zęby, bo „boli” to zbyt delikatne określenie. Ale gdy potem zasadził się na moje biodro łokciem, aż zawyłem z bólu, który przeszył moją prawą nogę od łydki przez kolano aż po biodro. Po kilkudziesięciu sekundach uciskania ból trochę odpuścił, a potem czułem go już tylko w miejscu ucisku – napięcia pasma zostały rozluźnione, mogłem już przestać zagryzać co się dało. I faktycznie, dziś rano zejście po schodach z sypialni nie było już tak bolesne, ból ledwie co tam się pojawił.
I zastanawiam się tylko: dlaczego z wizytą u fizjo czekałem ponad dwa tygodnie...?
ETYKIETY:
kontuzja
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
O, widzę podobne kłopoty masz co ja. Znaczy u mnie jak na razie cisza - pomogła przerwa w bieganiu i samodzielne masaże. Ale był moment, że idąc przez Rynek Mariensztatu w kierunku pracy, na którym to rynku idzie się w dół i pokonuje parę naprawdę niewybitnych stopni, skakałam po nich na jednej nodze.
OdpowiedzUsuńWspółczuję. Na następny raz masz nauczkę, żeby wcześniej iść do Pana Magika ;) To pasmo to taka dziwna kontuzja...nie do końca ją rozumiem ;)
OdpowiedzUsuńU mnie jak na razie pomaga rozciąganie, smarowanie i właśnie uciskanie w biodrze, aż mi siniaki wyłażą. Na szczęście biegać mogę, ale jak tylko czuję pulsowanie w biodrze to robię 3 serie ćwiczeń od Kasi (RunTheWorld).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest.. :)
UsuńTak mialo byc:Nie ma co płakać na rozlanym mlekiem.Masz nauczke,bo Pan fizjoterapeuta nie na darmo zostal przez Ciebie nazwany Panem Magikiem.Powodzenia !
UsuńŹródłem zła mógł być tzw. punkt spustowy, zwany też mięśniowo-powięziowym punktem spustowym :) Mój Magik potrzebował czterech wizyt, wpis na blogu żeby takie cóś zlikwidować w mojej lewej łydce. A ile się przy tym wycierpiałem... :) Tak więc, wiem chyba co przeszedłeś i trzymam kciuki żebyś nie musiał już więcej tam wracać. Ja za to od wczoraj z zamrożonym szpinakiem na kostce siedzę... :(
OdpowiedzUsuńMam to samo. Pomaga codzienna sesyjka z 2-litrową butelką coli. Nie, nie piję :) Tylko sobie masuję. Trzymam kciuki, żeby przeszło szybko.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie, ja za Ciebie też! Mam 1,5-litrową mineralkę gazowaną, do tego ukochany beret i zestaw ćwiczeń. Minie, bo nie ma wyjścia, prawda?:)
UsuńMi pomogło kiedyś nie rolowanie tylko ćwiczenia wzmacniające oporowe z gumą. A jak wczoraj na Warszawskim Triathlonie? Nie bolało?
OdpowiedzUsuńĆwiczenia też robię, ale bez gumy. Wczoraj lekko czułem, ale tylko przez kilka chwil. Wieczorem było nieźle i teraz też jest nieźle - nieporównywalnie lepiej niż kilka dni temu. Idzie ku lepszemu!:)
UsuńOblukaj te:http://www.youtube.com/watch?v=ydcy3dPf__M&feature=youtu.be
UsuńMi pomogły
Z takimi kontuzjami różnie bywa. Jeśli jest niewielka to ćwiczenia i zwykłe masaże pomagają, ale jeśli jest poważniejsza to bez wizyty u różnego rodzaju właśnie magików się nie obędzie. Grunt by mieć jednego takiego zaufanego, wypróbowanego i do niego sobie chodzić. Życzę szybkiego i pełnego powrotu do zdrowia.
UsuńDzięki. Jest już dużo lepiej, kilka dni bez biegania przynoszą efekt. Jutro idę jeszcze do Magika, a za tydzień wracam do porządnych treningów!
Usuń