BIEC DALEJ I WYŻEJ, czyli to i tamto o bieganiu, triathlonie, górach i samym sobie

piątek, 2 sierpnia 2013

Na początku był chaos. Zaimponował mi Michaś tymi swoimi triathlonami i też zachciało mi się zostać człowiekiem z półżelaza. Na dobry początek z półżelaza, ale wiadomo jak jest;) Ostatnie osiem miesięcy to całkiem sporo treningów. I jeszcze treningów oraz treningów.

I oto, po miesiącach przygotowań, za niecałe dwa dni stanę na starcie 1/2 IM w Poznaniu. 1900 metrów wpław, 90 km na rowerze i na koniec półmaraton (21,1 km). Triathlon mówi: sprawdzam!, a ja wiem, że mam w talii mocne karty.

Pierwotnie wymyśliłem sobie zmieszczenie się w 6h. To wydało mi się przyzwoitym minimum. W zaokrągleniu 1h na pływanie (planując start nie umiałem kraula w ogóle), 3h na rower i 2h na bieg. Ale potem apetyt zaczął bardzo szybko rosnąć...

Jak zaczęliśmy z Zuzką te kilometry pokonywać to okazało się, ze 90 km w 3h to ja przejadę nie mecząc się, a przecież nie o to chodzi;) W Mrągowie chciałem przez 45 km utrzymać średnią prędkość 33 km/h i udało się. No to czemu by nie spróbować tak szybko pokonać całych 90 km? Udało się na treningu, no to przecież nie będę jechał na zawodach treningowym tempem, prawda? No to spróbuję przekroczyć 34 km/h, co da 2:38 w części rowerowej. Wiele więcej to ja nie będę raczej w stanie wycisnąć.

W biegu to fajnie byłoby życiówkę półmaratońską poprawić. Obecnie stać mnie na 1:28-1:29, ale w tri biegnie się na sporym zmęczeniu, więc 1:35 będzie dużym sukcesem.

A pływanie to spora loteria w moim przypadku. No przecież pływać kraulem nauczyłem się dopiero parę miesięcy temu. Na 1/4 w Mrągowie z wody wyszedłem po 19:30, ale tam był skrócony dystans. Tak na oko i ucho sobie myślę, że chyba stać mnie na zmieszczenie się w 45 minutach.

Sumujemy, dodajemy, kalkulatory pracują na najwyższych obrotach i.... 2:40 + 1:35 + 0:45 daje... aż się boję, ale to nie chce być inaczej niż 5:00! Po doliczeniu stref zmian (obym zrobił je szybciej niż w Mrągowie...) w sprzyjających okolicznościach przyrody wynik 5:05 powinien być w zasięgu, choć nie ukrywam, że marzy mi się 4:59. Ale triathlon to taki sport, że wiele może się zdarzyć. Z wyniku 5:15 też będę zadowolony. Szansa na poprawkę już za miesiąc w Borównie. Najważniejsze, bym na mecie miał poczucie, że dałem z siebie wszystko.

W Poznaniu szykuje się całkiem mocna rywalizacja. No bo, że Bo i Wielki Wyścig to dobrze wiecie. Ale zęby na skopanie mi tyłka ostrzy sobie też Irek, a dziś na FB założyłem się z Pawłem o czteropak dobrego piwa, że w Poznaniu zrobię lepszy wynik niż on za tydzień w Gdyni. Tak, rywalizacja to jest coś, co Tygryski lubią najbardziej:)

No dobra, leję tu wodę, a tak naprawdę zbieram się, by napisać Wam, że się jednak trochę cykam. No bo to ponad 5h bardzo intensywnego wysiłku, pogoda ma być mało sprzyjająca i wszystko się może zdarzyć. Czy nie zapultam się w piance? Czy noga wytrzyma 90 km ciśnięcia z maksymalną prędkością? Czy starczy sił na sensowny bieg? Czy uda się rozsądnie gospodarować piciem i jedzeniem, by nie zabiła mnie kolka? Czy Zuzka będzie tak niezawodna jak zawsze dotąd? Czy tysiąc osób na trasie to nie za duży tłok? No i do jasnej-ciasnej, czy dam radę dogonić Bo?!

Do zobaczenia w okolicach Malty. W sobotę od 17:30 (szczegóły w poprzednim wpisie) oraz w niedzielę od rana. Ten w panice ubierający piankę i sikający w nią ze strachu to będę ja.

3 komentarze :

  1. Krasus - dobrze będzie! Mocny jesteś jak nie wiem co. Tak jak u Bo: trzymam kciuki za wymarzony wynik

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę powodzenia!
    Ja wybrałem na debiut wersję light- 1/4. Sikam ze strachu na pływanie- płynę grzbietowym! Kraulem nie potrafię sobie poradzić z oddechem...
    Do zobaczenia na spotkaniu organizacyjnym!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ognia! W trupa! Pałer! :)) Walczcie :)

    OdpowiedzUsuń